czwartek, 30 października 2014

53. Polska

Witajcie!

Dzisiaj będzie trochę refleksyjnie, z nieukrywanym oburzeniem. 
Jeśli macie internet (a skoro to czytacie, to na pewno macie), to słyszeliście o piosence Cześka pt. "Nienawidzę Cię Polsko". Po przeczytaniu tytułu w głowie pojawiła mi się myśl "No co Ty, Czesiek. Odwaliło?". Jednak po przesłuchaniu piosenki... włączyłam ją ponownie... I zabolało. Zabolało mocno. Bo po raz kolejny zdałam sobie sprawę z tego, jak jest. Że człowiek idzie na studia, pięć lat użera się z niekoniecznie inteligentnymi ludźmi, od których zależą oceny. Kończy studia z wyróżnieniem. A pracy nie ma. A jeśli jakaś jest to za marne pieniądze, na umowę zlecenie. A harować trzeba za dwóch. W telewizji słychać, że młodzi ludzie ślubu nie biorą, że dzieci się nie rodzą, że ludzie wyjeżdżają za granicę. Szczerze? Sama mam ochotę wyjechać stąd jak najdalej. Pracujesz, zarabiasz mało, a po wielu przepracowanych latach zamiast premii dostajesz obniżkę (jeśli masz szczęście. Jeśli nie - out). Jako młody człowiek zarabiasz 1200 zł. 900 zł - wynajem maleńkiej kawalerki. 150 zł - rachunki. 200 zł - jedzenie. Hm. Czyżbym już wyszła poza to, co zarobiłam?(hipotetycznie) A gdzie ubrania? A gdzie paliwo? O przyjemnościach nie wspominam... Rocznie zarobisz ok. 15 000. Mieszkanie - 150 000 (zakładając, że wystarczy Ci jakieś 28 m2). No cóż. Nie ma. To kredyt. Na 20 lat. W który włożysz ostatecznie prawie 300 000. Ale gdzieś trzeba mieszkać... 
Boli mnie to, że tak wygląda życie w Polsce. Naprawdę mnie boli. Jeśli kiedyś nadarzy się okazja, na pewno wyjedziemy. I nie sądzę, żebyśmy po tym wrócili na stałe... Chyba że coś się zmieni na lepsze. A na to się nie zanosi...

Cynthia

środa, 29 października 2014

52. 24

Witajcie!

Dzisiaj jestem już starsza o kolejny rok. W sumie nic się od wczoraj specjalnie nie zmieniło :) Ciekawe czy nadal będą mnie prosić o okazanie dowodu przy zakupie alkoholu....
Życzeń za dużo nie dostałam, ale dostałam te, najważniejsze. I to się liczy najbardziej :) Do tego mój kochany Mąż mnie zaskoczył, gdyż sprezentował mi kakaowe masło do ciała i przepiękne perfumy Celine Dion Sensational Luxe Blossom :)


A do tego wszystkiego największy prezent dostałam wczoraj, ponieważ nasze poszukiwania zakończyły się sukcesem. Niestety na odbiór "efektu prezentu" musimy poczekać do końca stycznia... Ale to nic. Najważniejsze, że jest na co czekać.

Miłego wieczoru!
Cynthia

niedziela, 26 października 2014

51. Spamować czy nie spamować?

Witajcie!

Jest godzina 7:26, a mnie przed wyjściem naszły przemyślenia na temat spamowania. Właściwie zaczęło się od tego, że mam już 50 postów i jednego obserwatora bloga (siebie :D ). Zaczęłam przeglądać spisy blogów i zastanawiać się co na nich jest takiego, że mają tylu czytelników. Więcej ramek. Więcej różnych linków. No i? Też tekst pisany, też pojawiają się zdjęcia. No i to, że przecież czytelnicy z nieba nie spadają. Może nieliczni, ale na pewno nie setki czy tysiące. Ostatnio oglądaliśmy z Mężem "Wychodne mamusiek". I jedna z tytułowych mamusiek prowadziła bloga, który miał czterech - nie - trzech obserwatorów. Dopóki nie zaszalała którejś nocy, po czym napisała kilka zdań własnych przemyśleń na blogu. Spowodowało to skok ilości czytelników do kilku setek. Szkoda, że dobry tekst nie działa jak magnes i podświadomie nie przyciąga innych. Nie mówię, że mam same dobre teksty na blogu, ba, nie wiem czy chociaż jeden z tekstów można uznać za "dobry". Jednak tak to już jest, że trzeba najpierw powiedzieć innym o tym, że prowadzi się bloga. Że na nim umieszcza się teksty, zdjęcia, opisy. Sami się nie domyślą. I właśnie tu pojawia się kwestia spamowania. Czym jest ten cały spam? Słownik Języka Polskiego mówi tak:
  • SPAM - niepożądana informacja przesyłana za pośrednictwem poczty elektronicznej lub publikowana na grupach dyskusyjnych, forach itp.
Niepożądana informacja. Czyli coś, czego nie chcemy widzieć, co nas denerwuje. Ale z drugiej strony przecież jeśli nie dostaniesz linka z czyimś blogiem, to na niego nie wejdziesz, bo nie będziesz wiedzieć o jego istnieniu. Mam rację? A no mam. Co więc robić? Spamować czy nie spamować? Jeżeli chcemy zdobyć czytelnika, to MUSIMY go jakoś poinformować o naszych wypocinach. Więc nie "spamujmy", a reklamujmy się. Nie wklejajmy na wszystkie strony tego samego skopiowanego tekstu. Poczytajmy co ktoś inny ma do powiedzenia, odnieśmy się do tego i ZAPROŚMY do nas. Nie zarzucajmy innych śmieciowymi komentarzami nie wnoszącymi nic oprócz jednego linka i kilku linijek specjalnie tekstu wygenerowanego specjalnie na potrzeby typowego spamu. Zachęcajmy, a nie zniechęcajmy.

Życzę wszystkim blogerom mnóstwa czytelników i cierpliwości. Bo cierpliwość jest zawsze bardzo ważna. Nawet w przypadku "zwykłego" blogowania.

Miłego poniedziałku!
Cynthia


50. Bruce

Witajcie.

Oto jest Bruce:

Od Bruce'a Wayne'a, tego który był Batmanem. Nie od Bruce'a Willisa, nie od Bruce'a Lee, ani nawet nie od Bruce'a Wszechmogącego. Chociaż w sumie nasz Bruce ma w sobie coś z każdego z nich. Jest przystojny, dobrze się rusza i, jak to kot, może zrobić wszystko co mu się spodoba, bo dlaczego kot miałby robić coś, co mu każą? Ogólnie zdjęcie jest z poniedziałku, bo wtedy był przywieziony. Teraz już jest większy. I znacznie mniej spokojny :D Mężowi się zachciało kotka, to pojechał i kotka sobie wziął. I kotek sobie z nami mieszka.
A co do samego mieszkania. Wciąż szukamy i szukamy. Ciężko jest znaleźć coś, co będzie w dobrej lokalizacji, gotowe do wprowadzenia, w odpowiednio dużych rozmiarach i za odpowiednio małą kwotę. Cóż. Skłonna jestem stwierdzić, że takie coś nie istnieje. Ale chyba jesteśmy już bliżej niż dalej. Przynajmniej mam nadzieję. Mimo wszystko jednak, nawet jeśli na coś się zdecydujemy i pojawi się wizja podpisania jakiejś umowy, to nie wiem czy zdążymy się przeprowadzić w tym roku... Ale cóż. Lepiej poczekać na coś dobrego niż w pośpiechu wybrać coś, na co będzie się sypało regularnie brzydkimi słowami. Więc poczekamy, pomyślimy i na pewno coś się znajdzie.

Trzymajcie kciuki!
Cynthia

sobota, 11 października 2014

49. Mokro

Witajcie!

Dzisiaj, szykując się na zakupy, zauważyłam w łazience żółte zacieki. Okazało się, że wcześniej ich tam nie było, gdyż są one świeże i wciąż mokre. To ja za telefon i dzwonię do właścicielki. A ona mi mówi, że jest na działce i jest za daleko, żeby przyjechać. No to idę na górę do sąsiadki. A tam pani, lat ok. 60-65. Mówi że u niej się leje ciurkiem. I faktycznie pół sufitu mokre, woda się zbiera do pudełka. Okazał się, że zalewa od pana z góry. Ale pana dzisiaj nie ma. I nikt nie wie kiedy będzie. Właścicielka przyszła wieczorem, zdjęcia ściany zrobiła i tyle ją widzieliśmy. A u nas dalej zacieka. Ale nie nasza ściana, nie nasz problem. Jak chce, żeby jej się połączyła łazienka z kuchnią, to już jej problem.
A dzisiaj mieliśmy być na weselu. Ale w sumie dobrze, że się nie wybraliśmy, bo jakbym rano zobaczyła te zacieki to i tak byśmy pewnie nie pojechali. Bo wesele 200 km od nas. Ale za to wysłaliśmy kartkę i obrazek:


Obrazka jeszcze nie ma na fejsbuku, bo jeszcze go nie dostali, a ma być niespodzianka :)
Eh. Mam nadzieję, że zaraz pojawi się jakieś mieszkanie, które będzie nam odpowiadać. Albo wygram dzisiaj 5 mln w lotka i kupimy duże i wypasione ;) Trzymajcie kciuki :)

Pozdrawiam
Cynthia

piątek, 10 października 2014

48. Trudno

Witajcie!

Niech ktoś mi powie, dlaczego aż tak trudno jest kupić mieszkanie... Mieni mi się już w oczach od ofert, od zdjęć, od opisów. I głowa mnie boli od porównywania cen za całe mieszkanie, cen za metr, cen w przeliczeniu na stan mieszkania czy na jego wyposażenie. Codziennie pojawia się tak wiele ofert, a tak naprawdę nie ma co oglądać. Bo jeśli cena jest ok, to okazuje się, że do tej ceny trzeba doliczyć połowę tego, żeby mieszkanie wyremontować. Za to jeśli mieszkanie jest w dobrym stanie, to trzeba by wyłożyć dwa razy więcej niż się planuje. A jeśli cena jest adekwatna do stanu mieszkania, to okazuje się, że to mieszkanie to kawalerka, albo znajduje się na jakimś odludziu.
Jeśli mózg mi nie wyparuje to będzie cud.

Pozdrawiam
Cynthia

niedziela, 5 października 2014

47. Poniedziałek

Witajcie!

Dzisiaj standardowo pobudka o 5:45. Z dnia na dzień łatwiej jest wstawać, ale jeszcze się tak do końca nie przyzwyczaiłam. Mąż do pracy odprawiony, śniadanko zjedzone, fresk na twarzy gotowy. Do autobusu mam jeszcze prawie godzinę. Dzisiaj pierwsze seminarium. Do tego czeka nas ustalanie terminu zajęć z angielskiego. Co do doktoratu, to ponarzekałabym trochę na temat podejścia osób "wyższych rangą" do wszystkiego, ale sobie daruję. Powiem tylko, że nie wygląda to tak, jak powinno. 
Mam tyle planów. Nie tylko na dzisiaj, ale na całe życie :) Jeśli zaś o dzień dzisiejszy chodzi to muszę zaliczyć seminarium, dopytać się o legitymację (bo oczywiście jeszcze nie ma i nie wiadomo kiedy będzie), jeśli legitymacja będzie to wykupić bilet, w domu zrobić pranie, jakieś zakupy. Muszę też dokończyć mój haft na prezent, bo w tym tygodniu muszę go nadać. I mam takie coś w głowie, że powinnam więcej. Więcej umieć, więcej robić, więcej chcieć. Ale kończy się tylko na dziwnym uczuciu.
Ćwiczę. Minęły już 2 tygodnie. 12 treningów. Podsumowując - +1kg, +1 cm w udzie, -2 cm w biuście. Tak. Właśnie takich efektów oczekiwałam... Odechciewa mi się jak to widzę. Ale na razie się nie poddam. Może mi się wytrzymałość wzmocni przynajmniej

Miłego tygodnia
Cynthia

czwartek, 2 października 2014

46. Ojej

Witajcie!

Wczoraj miałam spotkanie organizacyjne, a dzisiaj się dowiedziałam, że już od jutra zaczynam prowadzić zajęcia dla studentów pierwszego roku :) Co prawda mam je jutro, a później dopiero za miesiąc, bo podzieliliśmy się na bloki. Nie spodziewałam się, że tak to szybko będzie. Jeszcze kilka miesięcy temu ja słuchałam kogoś i notowałam, a teraz ja będę po drugiej stronie. No ciekawe jak to będzie. Nie ukrywam, że trochę się stresuję tym wszystkim, zwłaszcza, że nikogo ani niczego tam nie znam. Ale to nic, nauczę się wszystkiego. I inni przyzwyczają się do mnie ;D

Pozdrawiam
Cynthia