środa, 24 grudnia 2014

62. Wigilia

Witajcie!

Składam wszystkim najserdeczniejsze życzenia, wesołych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia, bez przejadania się i kłótni. Życzę trafionych prezentów, porządnego wypoczynku i dużo uśmiechu.

A teraz obiecany stroik:


Wesołych Świąt!
Cynthia

niedziela, 21 grudnia 2014

61. Stare śmieci

Witajcie!

Wczoraj zrobiliśmy rodzicom niespodziewajkę i przyjechaliśmy do nich. A mieliśmy przyjechać dopiero we wtorek. Chyba się ucieszyli. Mam stwierdziła, że skoro jestem, to może trochę zwolnić, bo robota podzieli się na dwie, siostra, że jest to dużo lepszy weekend niż ostatnio, tata, że brat weźmie mojego Męża i będą mogli we dwóch wybrać choinkę, a brat jak to brat - wzruszył ramionami ;)
Jutro pobudka o 5:30. I już później nie zdążę się położyć. Ale to nic. Nadgonię kiedy indziej.
Zrobiłam stroik na stół, jutro może dodam jego zdjęcie.
A teraz lecę spać.

Kolorowych snów
Cynthia

niedziela, 14 grudnia 2014

60. Konkurs u Kaczki

Witajcie!

Dzisiaj dzielę się konkursem, który odbywa się na blogu Kaczka z piekła rodem. Mam cichą nadzieję, że coś wygram, bo nagrody są niesamowicie interesujące ;)
Żeby wejść na stronę konkursu wystarczy kliknąć w nazwę bloga :)

Pozdrawiam
Cynthia

środa, 10 grudnia 2014

59. Przerwy

Witajcie!

Tak, wiem, opuściłam się w pisaniu. I tak, wiem, nikt nie tęskni. Ale to nic. I tak będę pisać. Bo skoro tak postanowiłam, to w postanowieniu będę trwać.
Mamy już grudzień. Za dwa tygodnie święta. Po świętach sylwester i niecały miesiąc do przeprowadzki. Nareszcie. Już nie mogę się doczekać. Ale to chyba wiadome.
Poza tym ćwiczę od 10 dni. Więc jest chyba dobrze.
I zakończyłam mój blok ćwiczeniowy. Więc też dobrze.

Pozdrawiam
Cynthia

niedziela, 16 listopada 2014

środa, 12 listopada 2014

57. Coraz bliżej

Witajcie!

Mieszkanie już w poniedziałek formalnie będzie nasze. Ale na odbiór musimy poczekać... Chciałabym już. Mimo że nie ma tam nic oprócz łazienki, jednej szafy i szafek w kuchni. Tak strasznie się nie mogę doczekać. I wiem, że trochę czasu upłynie zanim jako tako się urządzimy. Ale nie przeszkadza mi to jakoś specjalnie. Aby się przenieść... I aby spokojnie zakończyć współpracę z właścicielką obecnego mieszkania... Trochę się tym martwię. Ale ja mam taki zwyczaj martwienia się na zapas. Mam nadzieję, że niepotrzebnie w tym wypadku. Lepiej się podenerwować wcześniej, jeśli wszystko ma pójść dobrze, niż zakładać, że nie będzie problemów, a potem użerać się z czymś, czego się nie spodziewało.
Czytam bloga. I chyba go dzisiaj doczytam. Będę siedzieć dotąd, aż skończę. Jest to wykonalne.

Dobrej nocy
Cynthia

wtorek, 11 listopada 2014

56. Wyciskane ciasteczka

Witajcie!

Za wypróbowanie nowego sprzętu wzięłam się już wczoraj, ale niestety przysporzył mi on więcej nerwów niż zadowolenia. Okazało się, że w przepisie, który wykorzystałam, było zbyt mało mąki, przez co ciasteczka nie chciały się kleić do blachy i nic z nich nie wyszło. Ostatecznie uformowałam je w małe kulki, rozpłaszczyłam palcem i tak upiekłam. Były zjadliwe, ale daleko miały do ideału. Dzisiaj za to powtórzyłam próbę. I oto co otrzymałam:

Śliczne, słodziutkie, lekko korzenne ciasteczka. Jestem z nich niesamowicie dumna. 
A to przepis:
  • 100 g masła
  • 100 g cukru pudru
  • 200 g mąki pszennej
  • 1 jajko
  • łyżeczka cukru wanilinowego
  • łyżeczka przyprawy do piernika
Masło utarłam z cukrem i jajkiem, po czym dodałam przesianą mąkę i przyprawę do piernika, wszystko dokładnie wygniotłam ręką i zapakowałam do pistoletu. Ciasteczka wyciskałam na blachę, bez papieru do pieczenia. Piekłam 20 min w ok. 190 stopniach. 

Niestety dysponuję tylko piekarnikiem gazowym, więc nie wszystkie są tak samo wypieczone, ale smakują dobrze. Chociaż można spokojnie dodać więcej przyprawy do piernika, będą miały bardziej wyrazisty smak.

Podsumowując: pistolet spisuje się idealnie, a zrobienie pięknych ciasteczek zajmuje dosłownie chwilkę (nie licząc pieczenia;) )

Pozdrawiam
Cynthia

poniedziałek, 10 listopada 2014

55. Zakupy

Witajcie!

Dzisiaj będąc w Lidlu dokonałam zakupu za całe 32,99 zł, z którego - mam nadzieję - będę zadowolona. Oto i on:


Pistolet do wyciskania ciasteczek. Lubię jeść ciasteczka, średnio natomiast przepadam za ich przygotowywaniem. A już najbardziej nie lubię ich lepić, bo każde wychodzi innego rozmiaru, innej grubości i ostatecznie są różnie wypieczone. Więc postanowiłam zainwestować w urządzenie, które powinno tę czynność mi ułatwić. Jak będzie - się okaże. Prawdopodobnie jutro zostanie ono wypróbowane. (Chyba że zechce mi się jeszcze dzisiaj, w co jednak wątpię).
Po upieczeniu ciastek (o ile wyjdą), sfotografuję je i wstawię na bloga. I być może zachęcę kogoś do pieczenia :)

Miłego wieczoru!
Cynthia

wtorek, 4 listopada 2014

54. Warsztat

Witajcie!

Przeglądam różne strony z pomysłami na przedmioty wykonane ręcznie. Szukam jakichś inspiracji, mam cichą nadzieję, że znajdę coś, co będzie mi się podobać i będzie mi pasować do wnętrza, a co będę mogła zrobić tanim kosztem. Jednak na razie przejrzałam wiele, bardzo wiele zdjęć i nic konkretnego nie znalazłam. Za to przypomniało mi się moje małe marzenie. Chciałabym mieć swój własny warsztat. Taki, żebym mogła mieć w nim wszystko, czego potrzebuję do robótek ręcznych: haftu, frywolitek, embossingu, pergamano, kwiatów wstążkowych i wielu innych. Chciałabym mieć wszystko poukładane, posegregowane, a nie - jak jest obecnie - pouciskane w różnych pudełeczkach i powkładane gdzie zostało odrobinę miejsca. Ale najpierw trzeba wybudować dom. A przedtem dorobić się na tyle, żeby mieć za co wybudować dom. A jeszcze wcześniej spłacić mieszkanie. Więc na spełnienie tego marzenia sobie poczekam. Ale to nic. Na dobre rzeczy warto czekać :)

Miłego wieczoru!
Cynthia


czwartek, 30 października 2014

53. Polska

Witajcie!

Dzisiaj będzie trochę refleksyjnie, z nieukrywanym oburzeniem. 
Jeśli macie internet (a skoro to czytacie, to na pewno macie), to słyszeliście o piosence Cześka pt. "Nienawidzę Cię Polsko". Po przeczytaniu tytułu w głowie pojawiła mi się myśl "No co Ty, Czesiek. Odwaliło?". Jednak po przesłuchaniu piosenki... włączyłam ją ponownie... I zabolało. Zabolało mocno. Bo po raz kolejny zdałam sobie sprawę z tego, jak jest. Że człowiek idzie na studia, pięć lat użera się z niekoniecznie inteligentnymi ludźmi, od których zależą oceny. Kończy studia z wyróżnieniem. A pracy nie ma. A jeśli jakaś jest to za marne pieniądze, na umowę zlecenie. A harować trzeba za dwóch. W telewizji słychać, że młodzi ludzie ślubu nie biorą, że dzieci się nie rodzą, że ludzie wyjeżdżają za granicę. Szczerze? Sama mam ochotę wyjechać stąd jak najdalej. Pracujesz, zarabiasz mało, a po wielu przepracowanych latach zamiast premii dostajesz obniżkę (jeśli masz szczęście. Jeśli nie - out). Jako młody człowiek zarabiasz 1200 zł. 900 zł - wynajem maleńkiej kawalerki. 150 zł - rachunki. 200 zł - jedzenie. Hm. Czyżbym już wyszła poza to, co zarobiłam?(hipotetycznie) A gdzie ubrania? A gdzie paliwo? O przyjemnościach nie wspominam... Rocznie zarobisz ok. 15 000. Mieszkanie - 150 000 (zakładając, że wystarczy Ci jakieś 28 m2). No cóż. Nie ma. To kredyt. Na 20 lat. W który włożysz ostatecznie prawie 300 000. Ale gdzieś trzeba mieszkać... 
Boli mnie to, że tak wygląda życie w Polsce. Naprawdę mnie boli. Jeśli kiedyś nadarzy się okazja, na pewno wyjedziemy. I nie sądzę, żebyśmy po tym wrócili na stałe... Chyba że coś się zmieni na lepsze. A na to się nie zanosi...

Cynthia

środa, 29 października 2014

52. 24

Witajcie!

Dzisiaj jestem już starsza o kolejny rok. W sumie nic się od wczoraj specjalnie nie zmieniło :) Ciekawe czy nadal będą mnie prosić o okazanie dowodu przy zakupie alkoholu....
Życzeń za dużo nie dostałam, ale dostałam te, najważniejsze. I to się liczy najbardziej :) Do tego mój kochany Mąż mnie zaskoczył, gdyż sprezentował mi kakaowe masło do ciała i przepiękne perfumy Celine Dion Sensational Luxe Blossom :)


A do tego wszystkiego największy prezent dostałam wczoraj, ponieważ nasze poszukiwania zakończyły się sukcesem. Niestety na odbiór "efektu prezentu" musimy poczekać do końca stycznia... Ale to nic. Najważniejsze, że jest na co czekać.

Miłego wieczoru!
Cynthia

niedziela, 26 października 2014

51. Spamować czy nie spamować?

Witajcie!

Jest godzina 7:26, a mnie przed wyjściem naszły przemyślenia na temat spamowania. Właściwie zaczęło się od tego, że mam już 50 postów i jednego obserwatora bloga (siebie :D ). Zaczęłam przeglądać spisy blogów i zastanawiać się co na nich jest takiego, że mają tylu czytelników. Więcej ramek. Więcej różnych linków. No i? Też tekst pisany, też pojawiają się zdjęcia. No i to, że przecież czytelnicy z nieba nie spadają. Może nieliczni, ale na pewno nie setki czy tysiące. Ostatnio oglądaliśmy z Mężem "Wychodne mamusiek". I jedna z tytułowych mamusiek prowadziła bloga, który miał czterech - nie - trzech obserwatorów. Dopóki nie zaszalała którejś nocy, po czym napisała kilka zdań własnych przemyśleń na blogu. Spowodowało to skok ilości czytelników do kilku setek. Szkoda, że dobry tekst nie działa jak magnes i podświadomie nie przyciąga innych. Nie mówię, że mam same dobre teksty na blogu, ba, nie wiem czy chociaż jeden z tekstów można uznać za "dobry". Jednak tak to już jest, że trzeba najpierw powiedzieć innym o tym, że prowadzi się bloga. Że na nim umieszcza się teksty, zdjęcia, opisy. Sami się nie domyślą. I właśnie tu pojawia się kwestia spamowania. Czym jest ten cały spam? Słownik Języka Polskiego mówi tak:
  • SPAM - niepożądana informacja przesyłana za pośrednictwem poczty elektronicznej lub publikowana na grupach dyskusyjnych, forach itp.
Niepożądana informacja. Czyli coś, czego nie chcemy widzieć, co nas denerwuje. Ale z drugiej strony przecież jeśli nie dostaniesz linka z czyimś blogiem, to na niego nie wejdziesz, bo nie będziesz wiedzieć o jego istnieniu. Mam rację? A no mam. Co więc robić? Spamować czy nie spamować? Jeżeli chcemy zdobyć czytelnika, to MUSIMY go jakoś poinformować o naszych wypocinach. Więc nie "spamujmy", a reklamujmy się. Nie wklejajmy na wszystkie strony tego samego skopiowanego tekstu. Poczytajmy co ktoś inny ma do powiedzenia, odnieśmy się do tego i ZAPROŚMY do nas. Nie zarzucajmy innych śmieciowymi komentarzami nie wnoszącymi nic oprócz jednego linka i kilku linijek specjalnie tekstu wygenerowanego specjalnie na potrzeby typowego spamu. Zachęcajmy, a nie zniechęcajmy.

Życzę wszystkim blogerom mnóstwa czytelników i cierpliwości. Bo cierpliwość jest zawsze bardzo ważna. Nawet w przypadku "zwykłego" blogowania.

Miłego poniedziałku!
Cynthia


50. Bruce

Witajcie.

Oto jest Bruce:

Od Bruce'a Wayne'a, tego który był Batmanem. Nie od Bruce'a Willisa, nie od Bruce'a Lee, ani nawet nie od Bruce'a Wszechmogącego. Chociaż w sumie nasz Bruce ma w sobie coś z każdego z nich. Jest przystojny, dobrze się rusza i, jak to kot, może zrobić wszystko co mu się spodoba, bo dlaczego kot miałby robić coś, co mu każą? Ogólnie zdjęcie jest z poniedziałku, bo wtedy był przywieziony. Teraz już jest większy. I znacznie mniej spokojny :D Mężowi się zachciało kotka, to pojechał i kotka sobie wziął. I kotek sobie z nami mieszka.
A co do samego mieszkania. Wciąż szukamy i szukamy. Ciężko jest znaleźć coś, co będzie w dobrej lokalizacji, gotowe do wprowadzenia, w odpowiednio dużych rozmiarach i za odpowiednio małą kwotę. Cóż. Skłonna jestem stwierdzić, że takie coś nie istnieje. Ale chyba jesteśmy już bliżej niż dalej. Przynajmniej mam nadzieję. Mimo wszystko jednak, nawet jeśli na coś się zdecydujemy i pojawi się wizja podpisania jakiejś umowy, to nie wiem czy zdążymy się przeprowadzić w tym roku... Ale cóż. Lepiej poczekać na coś dobrego niż w pośpiechu wybrać coś, na co będzie się sypało regularnie brzydkimi słowami. Więc poczekamy, pomyślimy i na pewno coś się znajdzie.

Trzymajcie kciuki!
Cynthia

sobota, 11 października 2014

49. Mokro

Witajcie!

Dzisiaj, szykując się na zakupy, zauważyłam w łazience żółte zacieki. Okazało się, że wcześniej ich tam nie było, gdyż są one świeże i wciąż mokre. To ja za telefon i dzwonię do właścicielki. A ona mi mówi, że jest na działce i jest za daleko, żeby przyjechać. No to idę na górę do sąsiadki. A tam pani, lat ok. 60-65. Mówi że u niej się leje ciurkiem. I faktycznie pół sufitu mokre, woda się zbiera do pudełka. Okazał się, że zalewa od pana z góry. Ale pana dzisiaj nie ma. I nikt nie wie kiedy będzie. Właścicielka przyszła wieczorem, zdjęcia ściany zrobiła i tyle ją widzieliśmy. A u nas dalej zacieka. Ale nie nasza ściana, nie nasz problem. Jak chce, żeby jej się połączyła łazienka z kuchnią, to już jej problem.
A dzisiaj mieliśmy być na weselu. Ale w sumie dobrze, że się nie wybraliśmy, bo jakbym rano zobaczyła te zacieki to i tak byśmy pewnie nie pojechali. Bo wesele 200 km od nas. Ale za to wysłaliśmy kartkę i obrazek:


Obrazka jeszcze nie ma na fejsbuku, bo jeszcze go nie dostali, a ma być niespodzianka :)
Eh. Mam nadzieję, że zaraz pojawi się jakieś mieszkanie, które będzie nam odpowiadać. Albo wygram dzisiaj 5 mln w lotka i kupimy duże i wypasione ;) Trzymajcie kciuki :)

Pozdrawiam
Cynthia

piątek, 10 października 2014

48. Trudno

Witajcie!

Niech ktoś mi powie, dlaczego aż tak trudno jest kupić mieszkanie... Mieni mi się już w oczach od ofert, od zdjęć, od opisów. I głowa mnie boli od porównywania cen za całe mieszkanie, cen za metr, cen w przeliczeniu na stan mieszkania czy na jego wyposażenie. Codziennie pojawia się tak wiele ofert, a tak naprawdę nie ma co oglądać. Bo jeśli cena jest ok, to okazuje się, że do tej ceny trzeba doliczyć połowę tego, żeby mieszkanie wyremontować. Za to jeśli mieszkanie jest w dobrym stanie, to trzeba by wyłożyć dwa razy więcej niż się planuje. A jeśli cena jest adekwatna do stanu mieszkania, to okazuje się, że to mieszkanie to kawalerka, albo znajduje się na jakimś odludziu.
Jeśli mózg mi nie wyparuje to będzie cud.

Pozdrawiam
Cynthia

niedziela, 5 października 2014

47. Poniedziałek

Witajcie!

Dzisiaj standardowo pobudka o 5:45. Z dnia na dzień łatwiej jest wstawać, ale jeszcze się tak do końca nie przyzwyczaiłam. Mąż do pracy odprawiony, śniadanko zjedzone, fresk na twarzy gotowy. Do autobusu mam jeszcze prawie godzinę. Dzisiaj pierwsze seminarium. Do tego czeka nas ustalanie terminu zajęć z angielskiego. Co do doktoratu, to ponarzekałabym trochę na temat podejścia osób "wyższych rangą" do wszystkiego, ale sobie daruję. Powiem tylko, że nie wygląda to tak, jak powinno. 
Mam tyle planów. Nie tylko na dzisiaj, ale na całe życie :) Jeśli zaś o dzień dzisiejszy chodzi to muszę zaliczyć seminarium, dopytać się o legitymację (bo oczywiście jeszcze nie ma i nie wiadomo kiedy będzie), jeśli legitymacja będzie to wykupić bilet, w domu zrobić pranie, jakieś zakupy. Muszę też dokończyć mój haft na prezent, bo w tym tygodniu muszę go nadać. I mam takie coś w głowie, że powinnam więcej. Więcej umieć, więcej robić, więcej chcieć. Ale kończy się tylko na dziwnym uczuciu.
Ćwiczę. Minęły już 2 tygodnie. 12 treningów. Podsumowując - +1kg, +1 cm w udzie, -2 cm w biuście. Tak. Właśnie takich efektów oczekiwałam... Odechciewa mi się jak to widzę. Ale na razie się nie poddam. Może mi się wytrzymałość wzmocni przynajmniej

Miłego tygodnia
Cynthia

czwartek, 2 października 2014

46. Ojej

Witajcie!

Wczoraj miałam spotkanie organizacyjne, a dzisiaj się dowiedziałam, że już od jutra zaczynam prowadzić zajęcia dla studentów pierwszego roku :) Co prawda mam je jutro, a później dopiero za miesiąc, bo podzieliliśmy się na bloki. Nie spodziewałam się, że tak to szybko będzie. Jeszcze kilka miesięcy temu ja słuchałam kogoś i notowałam, a teraz ja będę po drugiej stronie. No ciekawe jak to będzie. Nie ukrywam, że trochę się stresuję tym wszystkim, zwłaszcza, że nikogo ani niczego tam nie znam. Ale to nic, nauczę się wszystkiego. I inni przyzwyczają się do mnie ;D

Pozdrawiam
Cynthia

wtorek, 30 września 2014

45. Recenzja - PLASTRY COMPEED

Witajcie!

Jakiś czas temu na stronie SampleCity pojawiły się do testowania plastry Compeed na odciski. Zgłosiłam się do testów i po kilku dniach otrzymałam kopertę:


W której była próbka z plastrem. Tak wyglądała z zewnątrz:



 A tak w środku:


Możemy przeczytać, że plastry Compeed:
  • Natychmiast uśmierzają ból wywołany otarciem/pęcherzem
  • Przyspieszają proces gojenia rany
  • Zabezpieczają ranę przed wodą, brudem i bakteriami
  • Są dyskretne i komfortowe
  • Pozostają na miejscu do kilku dni
Do wyboru mamy kilka wielkości plastrów, w zależności od tego, do czego ich aktualnie potrzebujemy. Ja dostałam plaster "średni". Bałam się jednak, że nie zdążę go wypróbować i napisać o nim recenzji, jednak moje obawy w krótkim czasie znikły, gdyż moje płaskie cichobiegi obtarły mnie nad piętą. I miałam dorodny, bolący odcisk.



 Po otwarciu folii moim oczom ukazał się plaster w kształcie jajka:


Jednak nie jest to taki zwykły plaster. Ten ma taką żelową strukturę, jest plastyczny i trochę rozciągliwy. Do tego jest w kolorze skóry.


Zastosowałam plaster zgodnie z instrukcją na opakowaniu, czyli umyłam skórę i spróbowałam przykleić plaster. Nie powinno się dotykać warstwy klejącej, jednak nie jest to takie proste, jak mogłoby się wydawać. Plaster jest jednak dosyć duży i ciężko go dobrze dopasować nie łąpiąc go przynajmniej z jednej strony. A tak oto wygląda on na mojej nodze:


Patrząc z góry praktycznie go nie widać. Uważam to za naprawdę ogromną zaletę, gdyż bez problemu można nosić spódnice czy sukienki nie martwiąc się o nieestetyczny plaster wystający znad buta. Dodatkowo praktycznie całkowicie eliminuje ból w czasie chodzenia. Niestety początkowo ból jest jednak odczuwalny. Plaster sam w sobie jest też dosyć gruby, dlatego trzeba brać to pod uwagę zakładając buty. Stopa może się po prostu nie zmieścić do buta, który jest "w sam raz". Plaster odkleiłam po trzech dniach, gdy zaczął wyglądać w ten sposób:


Nie odklejałam go, kąpałam się z nim (bez długiego moczenia oczywiście). Właściwie już na drugi dzień zaczął się odklejać na brzegach. Jednak  sam odcisk pozostał przez cały czas dobrze zabezpieczony przed brudem i wodą.

Czy przyspieszył gojenie? Nie wiem. Przez trzy dni zazwyczaj odciski same się już zmniejszają. Mój i tak nie zniknął całkowicie.


Plusy:
  • Niewidoczny
  • Zmniejsza ból
  • Zabezpiecza odcisk przed brudem i wodą
Wady:
  • Dosyć gruby
  • Na drugi dzień zaczyna wyglądać nieestetycznie
  • Stosunkowo drogi


Podsumowując. Polecam go osobom, które nabawiły się bolesnych odcisków, a muszą gdzieś wyjść i pokazać nogi w ładnych butach. Poza tym chyba lepiej (i taniej) sprawdzi się zwykły plaster z opatrunkiem.

Pozdrawiam
Cynthia


wtorek, 23 września 2014

44. Kolejny raz

Witajcie!

Dzisiaj przychodzę się pochwalić, że już drugi dzień z rzędu ćwiczę (tak, wiem, żaden wyczyn, to tylko dwa dni). Ale dla mnie to dużo, ponieważ mimo brzydkiej pogody, mimo bólu brzucha, mimo ogólnego zmęczenia, przebrałam się w strój sportowy, wskoczyłam w buty, włączyłam muzykę i zaczęłam ćwiczyć. I ćwiczyłam przez pół godziny. A teraz jeszcze mokra tutaj piszę. Na dodatek humor mi się poprawił i jestem z siebie dumna, że nie poddałam się po pierwszym dniu. Czuję, że wytrwam te 30 dni codziennych ćwiczeń. Wieeeem, że często to powtarzam, że mam dużo werwy przy wysnuwaniu założeń.  Ale nie mogę zakładać, że się nie uda. W końcu któryś raz będzie tym, w którym wytrwam. Mam nadzieję, że to będzie ten raz :)

Pozdrawiam
Cynthia

niedziela, 21 września 2014

43. Rocznica

Witajcie!

Dzisiaj mija już rok od najważniejszego dnia w moim życiu :) Pamiętam jak dzisiaj dzień zaręczyn. Pamiętam te dni, kiedy mówiłam, że chcę, żebyśmy uciekli i wzięli ślub już, po cichu, nie mówiąc nic nikomu. Pamiętam, jak dłużył mi się czas i nie mogłam się doczekać 21 września :) A teraz już mija rok. I wiecie co? Jest jedna rzecz, którą bym zmieniła. Wzięłabym ten ślub wcześniej :D
Niektórzy mówią, że papier nie jest potrzebny. Że jeśli ludzie się kochają to i tak ze sobą będą. Bez załatwiania tych wszystkich formalności, bez biegania za głupotami. I niby się zgadzam. Bo co ma zmienić papierek? No nazwisko na przykład :) Ale to nie we wszystkich przypadkach. Czasami kobiety zostają przy swoim nazwisku. Dlatego tylko "niby" :) Kiedyś czytałam artykuł opowiadający o tym, dlaczego (według autora artykułu) ludzie się tak szybko rozwodzą. Mówił on (albo ona, nie pamiętam już), że to przez to, że na randki ludzie się stroją, malują, czasami zmieniają się na chwilę. Są zabawni, na więcej mogą się zgodzić, nie wszystko mówią o sobie. A później przychodzi czas, kiedy ta druga osoba choruje i nie jest już taka ładna jak była na randkach. Bo jest spocona, ma nieumyte włosy, podpuchnięte oczy. Albo przychodzi czas budowy domu i ta piękna kobieta zamienia szpilki na gumowce, nie maluje oczu, zakłada ogrodniczki zamiast obcisłej czarnej mini. I to się mężczyźnie nie podoba, bo nie z taką osobą brał ślub. Ale to jest podejście co najmniej dziecinne. Chociaż podejrzewam, że większość dzieci wie, że to tylko w filmach kobiety wstają w nienagannej fryzurze i pełnym makijażu. Mnie absolutnie nie zaskoczyła w sposób negatywny codzienność. Bo to nie jest szara codzienność. To jest cudowna codzienność, kiedy mogę zaraz po przebudzeniu zobaczyć ukochanego mężczyznę. Mimo że jestem zaspana, nie wyspana i ledwie widzę na oczy. Uwielbiam tę świadomość, będąc poza mieszkaniem, że wrócę i On tam będzie. Kiedy spędzamy wspólnie wieczór, mimo że czasami w dwóch końcach pokoju. Bo nieważne, że każde zajmuje się własnymi sprawami. Ważne, że jesteśmy razem i za chwilę położymy się do jednego łóżka. A tam będę mogła splątać swoje nogi z Jego nogami i spokojnie zasnę. I budząc się znowu Go zobaczę. I tak. Trzeba sprzątać, trzeba gotować, trzeba myśleć za dwoje. Tak to już jest. Ale czasami i On ugotuje, albo pomoże w sprzątaniu. Kiedy jestem padnięta zrobi mi masaż. Kiedy coś mnie trafia, mogę się wygadać, wykrzyczeć i On wysłucha. Albo na mnie nakrzyczy i tak sobie razem pokrzyczymy, żeby za chwilę się zacząć śmiać. A wiecie co się zmieniło po ślubie? Przestałam myśleć "co by było gdyby mnie zostawił". Albo "co będzie jak mi się znudzi". Bo teraz nie ma, że coś mi się znudzi. Nie ma, że jeśli jest trudno, to to zostawię i spróbuję czegoś innego. Wszystko można jakoś rozwiązać. A we dwoje jest łatwiej. Nie boję się, że coś się popsuje. Po ślubie automatycznie wyłączyła mi się ta opcja. Nie myślę w ten sposób. Korzystam z tego co mam, a jeśli coś jest nie tak, jak być powinno, to się to naprawia na początkowym etapie.
Właśnie to zmienia się po ślubie. Nie ma wymiany na inny model. Jest zapobieganie usterkom, ewentualnie ich naprawianie.
A ten rok minął jak z bicza strzelił i nie zdarzyła mi się ani jedna myśl o tym, co zrobię, jeśli zechcę czegoś innego. Bo już nie chcę niczego innego. Bo z Nim będzie tylko lepiej. I z Nim mogę wszystko.

Pozdrawiam
Cynthia

piątek, 19 września 2014

42. Układa się

Witajcie!

Nareszcie zaczyna się wszystko powoli układać tak, jak powinno. Rozmowa okazała się całkiem udana, gdyż na 8 osób wylądowałam na drugim miejscu i tym samym jestem już doktorantką. Mój kochany Mąż za to dostał propozycję pracy (tak, nie starał się o nią, praca sama go znalazła) i ją przyjął. Co najważniejsze - jak do tej pory jest zadowolony z samej pracy, a ja jestem zadowolona z wynagrodzenia :)
A pojutrze nasza pierwsza rocznica. Czekaliśmy rok, żeby tak naprawdę zaczęło się układać. Jeśli będzie szło dalej tak, jak idzie teraz, to mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że warto było czekać. Dumna jestem z mojego Męża ;) Z siebie właściwie też :)

Pozdrawiam
Cynthia

środa, 3 września 2014

41. Rozmowa

Witajcie!

Rozmowa zajęła mi dzisiaj 8 godzin... Taaak, dokładnie tak. Zaraz po 9 byłam na miejscu (Mąż mi towarzyszył cały czas :D), rozmowa zaczęła się o 10. Była podzielona na dwie części. Osób przyszło 14... Pierwsza część była po ok. 20 minut na osobę, skończyła się ok. 13:35, potem godzina przerwy i od nowa. Pierwszy angielski, druga część przedmiotowa. Heh, poległam na obu częściach niestety. Gdyby do mnie przyszedł ktoś i gadał tak, jak ja, od razu bym go skreśliła. No ale cóż. Na chwilę obecną nie jestem od tego, żeby wszystko wiedzieć. Mam przejawiać chęci wyspecjalizowania się przecież :D
Wyniki chyba w poniedziałek. Zobaczymy.
A teraz umieram. Stres i wysiłek psychiczny wykańczają najbardziej. Ale tego nie zrozumie ten, kto przez to nie przechodzi. Sytuacja z dzisiaj:

Dwóch panów remontujących korytarz. Odskrobują starą farbę ze ścian. Rozmowa:
-Eh, cięęęężko.
-No ciężko, ciężko. Nikt nie mówił, że będzie lekko. Jeśli chcesz, żeby było lekko, to zapraszam za te drzwi (i wskazuje na pokój, gdzie dzielnie od 6 godzin czekamy na naszą kolej...)

I powiem szczerze, że naprawdę dzisiaj z chęcią bym się z nimi zamieniła i poskrobała sobie te ściany. Nawet od 7 do 19. Naprawdę.

Jutro postaram się nastukać w końcu jakiś przydatniejszy post :)

Pozdrawiam
Cynthia

poniedziałek, 1 września 2014

40. 1 września

Witajcie!

Zaczął się kolejny miesiąc. Dla nas miesiąc, w którym ma rozwiązać się wiele spraw. Najlepiej by było, gdyby wszystko rozwiązało się na plus, ale w życiu zazwyczaj bywa różnie...
Jako że rozpoczął się kolejny miesiąc, postanowiłam wziąć się za siebie (znowu ... ). Tak, wiem, mówiłam o tym wielokrotnie, do września miałam być o wiele centymetrów mniejsza, ale moja silna wola była jak zwykle zbyt słaba. Kliknęłam po raz kolejny na misję na Slank.pl, mam nadzieję, że wytrwam. Treningi co drugi dzień, znam je już, bo misję kiedyś przeszłam. Tylko że wtedy ani niejedzenie, ani ćwiczenia nie dawały efektów. Żadnych wizualnych efektów, poza oczywiście wzmocnieniem i wyrzeźbieniem mięśni (których, swoją drogą, i tak widać nie było). Spróbuję raz jeszcze. I wciąż zastanawiam się nad bieganiem. Ale na razie tylko się zastanawiam.
W środę mam rozmowę kwalifikacyjną. Wcześniej się stresowałam. Teraz tak mi trochę "lata". Ale zobaczymy co z tego wyjdzie.
Moje kwiatki leżą i czekają na mój zapał. Nikt nie zamówił bukietu, ceny chyba przestraszyły. A i tak były okazyjne. Ale cóż, nasza część Polski jeszcze nie wie ile takie rzeczy są warte. Na zachodzie jest jednak lepszy rynek. Trzeba będzie przysiąść fałdów i zaatakować internet.
11 października mamy wesele. Oczywiście z rodziny, a my zostaliśmy wyznaczeni jako delegacja. Tylko że nie wiem czy nam się chce. Głównie dlatego, że to 170 km od nas. A właściwie od rodziców, bo od nas to jakieś 250 km. Do 11 września mamy potwierdzić obecność. Jeszcze mam czas na namyślanie się.
Mało osób czyta mojego bloga. Ciekawe czy w ogóle ktoś go czyta... Oprócz mojego Męża oczywiście :D
Ogłaszam wrzesień miesiącem zmian na lepsze.
No to na zakończenie ławeczka:



Pozdrawiam
Cynthia

piątek, 29 sierpnia 2014

39. Domowa chałwa

Witajcie!

Chyba każdy zna słodki smak chałwy, mam rację? Ja jestem uzależniona od chałwy i potrafiłabym jej zjeść każdą ilość. Jednak taka dobra chałwa nie należy do najtańszych przyjemności. Poszukałam więc informacji na temat jej wytworzenia. A kiedy ja się na coś napalę, to tak ma być. Mąż wczoraj chodził po sklepach w poszukiwaniu sezamu ( jak na złość nigdzie nie było :) ) Ale w czwartym z kolei sklepie udało mu się go zdobyć ( i całe szczęście! ). A ja od razu przystąpiłam do działania.

150 g sezamu podprażyłam na patelni, po wystudzeniu zmieliłam w młynku do kawy - chyba mógłby być zmielony jeszcze bardziej, sprawdzę następnym razem ;) Do takiego proszku dodałam 4 płaskie łyżki płynnego miodu i wymieszałam najdokładniej jak potrafiłam. Przełożyłam do takiej foremki:


Masę dokładnie uklepałam i włożyłam do lodówki, żeby ładnie zastygło. Z tej porcji otrzymałam 9 przepysznych chałwowych paluszków o wymiarach ok. 9,5x1,5x1,5 cm. Oto one:


Niestety, jak na prawdziwego chałwożercę przystało, pochłonęłam już wszystkie. Ale wiem, że niedługo zaopatrzę się w zapas sezamu, żeby w razie nagłej potrzeby wyprodukować sobie chałwę :)

Naprawdę polecam wszystkim :D

Pozdrawiam
Cynthia


czwartek, 28 sierpnia 2014

38. O włosach po raz drugi

Witajcie!

Jak mogliście przeczytać w ostatnim poście - naolejowałam włosy na całą noc. O dziwo obudziłam się w tej samej pozycji, w której zasnęłam, w związku z czym nigdzie nie znalazła się ani jedna tłusta plama. Dumna z siebie jestem, chociaż lekkie odrętwienie mnie nie ominęło. Włoski umyłam, nałożyłam nową odżywkę (o której więcej będzie za jakiś czas, gdyż użyłam jej tylko raz), osuszyłam ręcznikiem (procedura standardowa). Po tym we włosy wgniotłam odrobinę kremu zakupionego ostatnio w ramach akcji "Cena na do widzenia" w Rossmanie. A końcówki zabezpieczyłam olejkiem migdałowym.  Jeśli o krem chodzi, to był to krem do loków Marc Anthony Strictly curls.

Właściwie kupiłam go przez przypadek, szukając czegoś, co mogłoby ujarzmić mój puch. Dość sceptycznie do niego podeszłam, gdyż na moje włosy nie działa prawie nic. Fajnie, że ma w składzie masło Shea, olej z awokado i witaminę E. Miniaturka (45 ml) kosztowała niecałe 6 zł. Jednak użyłam go jak dotąd trzy razy i zostało jeszcze ok. 3/4 opakowania. Podoba mi się jego zapach, jest taki orzeźwiający. Do tego ma całkiem przyjemną konsystencję, jest dosyć gęsty, więc nie rozpływa się tam, gdzie nie powinien.  I co mi się jeszcze w nim podoba? A to na przykład, że jako jedyny do tej pory sprawił, że na mojej głowie pojawiło się to:


Czyli loki, które wyglądają lepiej niż wyczarowane na lokówce (a spowodowane jest to faktem, że są naturalnie skręcone:) ) Dodam jeszcze, że wysychały naturalnie. Na dodatek są błyszczące i nie sterczą na wszystkie strony. Mimo że jednak puszenia nie zniwelowało to do końca. Oczywiście nie obyło się bez utrwalenia lakierem (o zgrozo), ale cóż na to poradzić. Poza tym nie skleja widocznie włosów ani nie powoduje, że wyglądają jak zlizane przez ogromniastego kundla. A tak moje włosy wyglądały po sponiewieraniu przez dość mocny wiatr:


W porównaniu do tego, co zawsze działo się na mojej głowie, to wyglądają naprawdę dobrze. I jestem bardzo zadowolona. Chociaż czytałam opinie, że pełnowymiarowa wersja produktu jest słabsza niż miniaturka (ciekawe czemu). Na pewno kupię krem ponownie, jeśli go gdzieś spotkam.
Jeśli zaś chodzi o proces olejowania, to włosy są megamięciutkie. Ale nie wiem czym to jest tak naprawdę spowodowane. Czy olejem, czy odżywką czy może kremem połączonym z olejkiem migdałowym. W każdym razie najważniejsze, że są przyjemne w dotyku (oczywiście tam, gdzie nie dotarł lakier do włosów...)

Pozdrawiam serdecznie
Cynthia

środa, 27 sierpnia 2014

37. Włosy

Witajcie!

Włosy są moją zmorą. Z natury są kręcone. Jednak puszą się niemiłosiernie. Kiedy chcę je wyprostować - zawzięcie się kręcą. Kiedy chce mieć ładne loczki - rozwijają się i wiszą pofalowane nierówno strąki. Próbowałam wielu sposobów na nie, naprawdę. Jednak nic im nie pomaga. Jedynie po asymetrycznym ścięciu na dość krótką długość włosa kręciły się całkiem przyzwoicie. Ale moja radość nie trwała zbyt długo. Miesiąc, może mniej. Teraz są zdecydowanie dłuższe i jak zwykle noszę je zwinięte w ciasny kok. Ewentualnie w dobierańca. Nawet koński ogon nie wchodzi w grę, gdyż na głowie tworzy mi się nieestetyczna miotła.
Ostatnio siostra cioteczna wspomniała mi o olejowaniu włosów. (Że co?! I tak mi się szybko przetłuszczają). Nie byłam specjalnie przekonana, jednak spróbowałam. Do tej pory olejowanie powtórzyłam trzykrotnie. Pierwsze dwa razy - olejkiem arganowym zakupionym jakiś czas temu w Biedronce, a kolejny - oliwą z oliwek. Po olejku arganowym włosy były mięciuteńkie. Puszenie niestety się nie zmniejszyło, jednak loki były bardziej podatne na układanie na specjalne kremy. Oliwa z oliwek niestety nie spisała się zupełnie. Ani nie zmiękczyła włosów, ani nie poprawiła skrętu loków. Wręcz przeciwnie - loki cały czas się rozwijały i brzydko układały. Oleje trzymałam na włosach ponad 4 godziny za każdym razem. Dzisiaj na głowie mam olej rzepakowy (podobno też działa :D ) i mam zamiar zostawić go na całą noc. Czyli będzie to jakieś 7 godzin ;) Zobaczymy czy będzie jakaś różnica. I mam nadzieję, że nie obudzę się rano cała tłusta.

To tyle na dzisiaj, a na zakończenie może jeszcze dwie fotki z Lublina:


Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru
Cynthia

niedziela, 3 sierpnia 2014

36. Wstążki

Witajcie!

Dzisiaj przychodzę z kwiatkami wstążkowymi. Powstały już nowe bukiety, które można zobaczyć tutaj: Leta Handmade. A teraz kwiatki:




Śliczne, prawda? :)

Pozdrawiam
Cynthia

niedziela, 27 lipca 2014

35. Będzie dobrze.

Witajcie!

 Dzisiaj jest poniedziałek. Kolejny. Ale czuję, że mimo tego, iż jest to poniedziałek, to wszystko będzie dobrze.

Mam 35 dni na dotrzymanie kilku postanowień. Myślę, że do wykonania. A więc do dzieła. Trzymajcie kciuki.

Pozdrawiam
Cynthia

czwartek, 10 lipca 2014

34. Spokój

Witajcie!

Dzisiaj już nareszcie na spokojnie. Praca obroniona na 5 z wyróżnieniem. Wesele czterodniowe zaliczone (przygotowania, ślub i wesele, poprawiny, sprzątanie). Byłam tak zmęczona wszystkim, że nawet nie miałam siły się bawić. Wszystko było ok do godziny 22. A później umarłam i prawie spałam na siedząco. Wczoraj pobudka o 6, a o 7 wyjazd. Tu kilka sklepów zaliczone. Padliśmy o 20:30. A dzisiaj nareszcie na spokojnie. Pobudka bez budzika, pyszny omlecik na śniadanie, do tego świeżutki chlebek drwalski i kawusia. A teraz w mieszkaniu ciemno, bo na dworze zachmurzone i pada od rana. I tak sobie leżę i piszę, a Mąż marynuje mięsko do obiadku. Pierwszy od dawna dzień, który będzie po prostu na spokojnie przeleżany. Bo od dwóch tygodni nie było możliwości. A w poniedziałek kierunek Łańcut, a później teściowa. I koniec laby. Trzeba będzie się nareszcie wziąć za szukanie pracy...

Pozdrawiam
Cynthia

sobota, 28 czerwca 2014

33. W oczekiwaniu

Witajcie!

Wczoraj wieczorem miałam dostać sprawdzoną pracę, żeby móc ją poprawić i dzisiaj odesłać do profesora, do ostatecznego sprawdzenia. No cóż. Pracy nie dostałam. I tak sobie siedzę i czekam. Umyłam lustra, szyby w szafkach, puściłam pralkę na wysoką temperaturę, żeby ją wyczyścić dla następnych lokatorów. Wczoraj właśnie narzeczeństwo oglądało mieszkanie. Ślub biorą w październiku i szukają pierwszego wspólnego "gniazdka" :) Eh, dopiero my byliśmy w identycznej sytuacji, a tu już ponad 9 miesięcy po ślubie, rok od poszukiwań pierwszego mieszkania. Aj, leci ten czas jak szalony. A teraz, kiedy już studia skończone, pewnie będzie pędził jeszcze szybciej.
Za tydzień o tej porze pewnie będę się już zaczynała szykować na wesele. A dzisiaj siedzę w prawie pustym mieszkaniu, sama, bo Mąż w drugim, i czekam na maila od pani doktor, żeby się zmobilizować i doprowadzić moją pracę do ładu. Muszę jeszcze zrobić prezentację. Ale to dopiero jak będę miała pełen obraz pracy.
Widziałam papierowe bukiety robione metodą kusudama, składające się z 24 kwiatków i kosztowały one 225 zł (!) To ile w takim razie powinien kosztować mój ślubny bukiet, zrobiony ze wstążek, z kryzą i rożkiem sizalowym? 500 zł? Postanowione. Zrobię kilka bukietów i ozdób i wystawię na sprzedaż. A co.

Pozdrawiam
Cynthia

czwartek, 26 czerwca 2014

32. Serio?!

Witajcie!

Wczoraj było ładnie. Jutro ma być ładnie. A dzisiaj lało. Od samego rana, do samej nocy. Bez przerwy, nawet najmniejszej. Jak zaplanowaliśmy na dzisiaj przeprowadzkę, to wyszło jak widać. Szlag mnie jasny trafia na całą tą złośliwość rzeczy wszelakich. No bo wszelakich. I żywych i martwych. Pani doktor ma mnie głęboko w poważaniu (w czwartek mam obronę, a nie mam jeszcze sprawdzonej pracy). Pewnie pracę do dziekanatu będę składać w dniu obrony. A co tam. Dzisiaj padał deszcz, w deszczu wszystko nosiliśmy. Mokre. Nie można było tego nigdzie postawić. Na dodatek pojawił się problem z przeniesieniem internetu. Eh, wszystko nie tak. A żeby tego było mało, to za tydzień mamy wesele Sąsiadki i też pogoda ma być nie za tęga. I pół biedy, jeśli będzie tylko chłodno. Bo w sumie lepiej odrobinę chłodniej niż za gorąco. Ale jeśli znowu będzie lało... Eh, no dobra. Może nie będzie.
A w ogóle za tydzień stanę się pełnoprawnym, dyplomowanym bezrobotnym biotechnologiem. I po co mi było marnować te 5 lat? Jedyna korzyść ze studiów to to, że znalazłam tam Męża. Fakt, to największa z korzyści. Ale w sumie mogliśmy się poznać gdzieś indziej, bez straty 5 lat na głupie studia. Drugi raz bym się na nie nie zdecydowała.
Padam na twarz, zmęczona jestem. Zaraz trzeba iść spać, bo jutro rano pobudka. Znowu. No i trzeba spiąć cztery litery i coś się pouczyć do obrony. Niby to tylko formalność, ale głupio tak nic nie powiedzieć.
Cóż. Koniec smętów. Mam nadzieję, że wam dni upływają lepiej i ciekawiej.

Pozdrawiam
Cynthia

środa, 25 czerwca 2014

31. Pakowanie

Witajcie.

Z jednej strony cieszę się, że się przeprowadzamy. Ale z drugiej - to całe pakowanie mnie dobija. Bo okej jak są książki, ubrania. Wiadomo co i jak spakować. Ale cała reszta rzeczy niewymiarowych? To jakaś masakra. Co zabrać pierwsze? Jak spakować, żeby się nie zniszczyło? Jeeeeeju.
No nic. Wracam do pakowania. Może pojutrze coś nastukam. A może jutro, jak się ze wszystkim szybko wyrobimy.

Pozdrawiam
Cynthia

wtorek, 24 czerwca 2014

30. Studia

Witajcie!

Ostatnio z moich ust nie schodzi zdanie "Studiów mi się zachciało", oczywiście wypowiedziane wzburzonym tonem. Za 9 dni mam obronę, a moja praca jeszcze nie zdążyła się sprawdzić ;/ Nie wspomnę o tym, że przecież jeszcze będę musiała ją poprawić, odesłać i znowu czekać na sprawdzenie i zatwierdzenie. Później gdzieś trzeba będzie ją wydrukować (nie wiadomo ile to zajmie, bo teraz wszyscy będą drukować) i pewnie na następny dzień będzie można ją złożyć. Ehh...
Na dodatek ogarnął mnie jakiś ogólnoustrojowy stres. Przeprowadzka, obrona, wesele, szukanie pracy. To ostatnie przeraża mnie najbardziej. Wesele w sumie mnie nie przeraża, ale jakoś tak jest w międzyczasie.
Najchętniej bym się położyła, usnęła i wstała jak będzie po wszystkim

Cynthia

niedziela, 22 czerwca 2014

29. Wstążkowe kwiatki

Witajcie!

Ostatnio Sąsiadka (była co prawda, ale jakoś takie określenie weszło w krew:) ) zażyczyła sobie kwiatki wstążkowe. Chce je wykorzystać do dekoracji pudełka na koperty. Swoją drogą takie pudełko to świetna sprawa - wiem z doświadczenia ;) I wczoraj po południu, zamiast napisać sobie resztę pracy magisterskiej, siadłam i narobiłam kwiatków. Chciała 6 sztuk, ja nazwijałam nieco więcej. Już jakoś tak mam, że jak zacznę jakieś robótki to produkuję hurtem. I dzisiaj przychodzę ze zdjęciami. Oto one:


Przy okazji zrobiłam jeszcze takie inne kwiatki. W sumie nie są mi do niczego potrzebne, ale mi się podobają. Te małe kwiatuszki też kleiłam sama. Odrobinę poparzyłam palce, ale nie aż tak, żeby odpadły, więc jeszcze będę mogła wznowić kiedyś produkcję ;)


A może faktycznie zacząć je produkować masowo i zacząć nimi handlować? I biżuterią. I krzyżykami. I innymi różnymi rzeczami, za które się łapałam. Chyba muszę to porządnie przemyśleć.

Pozdrawiam
Cynthia

sobota, 21 czerwca 2014

28.

Miałam w planach dokończyć pisanie pracy. Nie wyszło.
Za to poćwiczyłam trochę boksu i pompek. Zagryzłam połową czekolady.
Zrobiłam kwiatki dla Sąsiadki. I doszłam do wniosku, że robótki ręczne to coś, co chcę robić. Przyłożę się do tego bardziej. I poszukam grona odbiorców. Musi takie być, nie? 
Dzisiaj najkrótsza noc w roku. Można wróżyć na miłość. Miłość mam. Oby tylko trwała jak najdłużej i ciągle się rozwijała. Czarować nie będę.
W skrzynce na listy znalazłam katalog z łazienkami. Chcę mieć już swoje mieszkanie i urządzać łazienkę. I salon. I sypialnię. I pokój dla dziecka. I w ogóle instynkt macierzyński mi się włączył.
A od jutra kalendarzowe lato.

Pozdrawiam,
Cynthia

piątek, 20 czerwca 2014

27. Kolejny piątek

Witajcie!

Za dwa tygodnie będę już po obronie. A moja praca jeszcze nie skończona. Tezy nie opracowane. W międzyczasie przeprowadzka. A za dwa tygodnie i jeden dzień wesele. Na szczęście już nie moje. Więc tylko iść i się wybawić. Ale jakoś z lekka ogarnia mnie niepokój.
Tak mi czegoś brakuje. Mentalnie. Nie w sensie, że czegoś nie mam, tylko w sensie, że mogłabym coś więcej. Sama. Nie ktoś mi, tylko ja sobie. I dla siebie. Odkąd pamiętam czuję taki niedosyt. Dlatego chyba czepiam się wszystkiego - haftu, frywolitek, kwiatów z materiału, szycia, śpiewania, pisania, gotowania, fotografowania. Wszystkiego na co natrafię. Żeby znaleźć to, co da mi spełnienie. I nie mogę nic takiego znaleźć. Chciałabym robić wszystkie te rzeczy, we wszystkich być dobra. Żadna nie jest tą jedyną. Ale też z żadnej nie chcę rezygnować. Czy to coś złego? Wciąż szukam, wciąż próbuję. Marzy mi się własny warsztat, w którym będzie wszystko: koraliki, nici, materiały, kleje, igły, dłuta, wszystko. I będę go kiedyś miała, bo nie sądzę, że moje parcie na handmejdy się skończy. Podejrzewam, że z wiekiem będzie się nasilało. (Cóż, na starość tak już się dzieje).
Chyba mi palce schudły, bo pierścionek kupiony tydzień temu spada mi z palca, a na drugi da się go wcisnąć - co początkowo możliwe nie było...
I tym zastanawiającym akcentem zakończę dzisiejszy wpis.

Pozdrawiam
Cynthia

środa, 11 czerwca 2014

26. Mamy to!

Witajcie!

Muszę się pochwalić. Wynajęliśmy mieszkanie ;) Największy plus - duża kuchnia. Największy minus - cena. Ale postanowiliśmy, że za rok kupujemy mieszkanie. Własne. Koniec z wynajmowaniem. Będzie swoje, umeblowane po swojemu. Jeszcze tylko rok ;)

A teraz kilka fotek z poniedziałkowego spaceru ;)










Pozdrawiam
Cynthia

piątek, 6 czerwca 2014

25. Piątek

Witajcie!

Wczoraj miałam ustne zaliczenie, dzisiaj miałam mieć kolokwium. Ze względu na fakt, iż żadne z nas nie zdążyło się nauczyć na kolokwium - kolokwium zostało przełożone na poniedziałek. Co prawda w poniedziałek mam jeszcze jedno zaliczenie... Kto w ogóle wymyślił, że na 5 roku, w ostatnim semestrze były jakieś zaliczenia? Przecież pracę muszę napisać...
A no właśnie, z tą pracą. No napiszę. Co prawda nie jest to tak, jak sobie wyobrażałam. Zrobiłam połowę badań, a teraz muszę pisać o czymś, czego na oczy nie widziałam. Ale to by było nic, gdyby było wiadomo, że mogę dalej zostać na uczelni. Ale nie mogę, bo uczelnia biedna. Nie wiem co robić, bo nie wiem, gdzie mogłabym jakąś pracę znaleźć. Nie wiem czy mam szukać tu, czy lepiej gdzieś się wynieść... Mam mętlik w głowie. Jednak zaczynam powoli dopuszczać do siebie myśl, że laborantką nie będę. Jest bardzo mało takich ofert pracy, a jeśli już są, to wymagane jest doświadczenie. A powinno wystarczyć, że już 5 lat zmarnowałam na studia. 
W poniedziałek jedziemy oglądać mieszkanie. Niewiele większe od obecnego, ale w dzielnicy, która mi bardziej pasuje. Problemem jest cena... Jak, powiedzcie mi, ludzie mają żyć? Idziesz do pracy, zarabiasz ok. 1200 zł, a za mieszkanie (malutkie i ciasne swoją drogą) masz zapłacić 1100 zł. A rachunki? A jedzenie? A życie? Kto to wymyślił? Albo inaczej... Kto na to pozwala? Ci na górze powinni zostać postawieni w takiej sytuacji. Na rok. Żeby zobaczyli jak to wszystko wygląda. Może by się zastanowili...
Nic, koniec irytacji. Mąż zaraz wróci z tej naszej wspaniałej uczelni, która umożliwia jakże szeroko pojęty rozwój i pomaga w przygotowaniu studenta do wejścia na rynek pracy. Trzeba będzie dokończyć sprzątanie, spakować się i kierunek dom rodzinny. Siostra ma urodziny. Co prawda ja mam dużo na głowie i nijak mi ten wyjazd nie pasuje, ale czego nie robi się dla rodziny?

Pozdrawiam
Cynthia

środa, 4 czerwca 2014

24. Czerwiec

Witajcie!

Za miesiąc obrona magisterki, a praca jeszcze nie napisana. Stres mnie ogarnął. Duży stres.
Za miesiąc również wesele Sąsiadki. Nic nie schudłam. Mam mięśnie. Ale co mi po mięśniach, kiedy są głęboko schowane?
Za miesiąc przeprowadzka. Nawet nie wiemy dokąd. Czy zostaniemy tu, czy zmienimy miasto, a może kraj, czy wrócimy do rodziców? Nie mam pojęcia... To też mnie odrobinę przeraża. 
W sumie to sporo rzeczy mnie ostatnio przeraża... 

Pozdrawiam
Cynthia

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

23. Przed weekendem

Witajcie!

Piątek i sobota były dniami odrobinę zabójczymi. Mieliśmy naszą konferencję, a na dodatek ja byłam chora. Siedząc na rejestracji z czerwonym nosem może nie sprawiałam mega pozytywnego wrażenia, ale nikt nie uciekł :) I to się liczy. Na szczęście na drugi dzień było lepiej, a poza tym roboty było już jednak mniej.
Dzisiaj trzeba będzie jeszcze spędzić kilka godzin na uczelni, a potem szybciutko do mieszkania i pakowanie walizy. No i w trasę. Dzisiaj pierwsze 1,5 h, a jutro kolejne 9 :) I tym sposobem wieczorem w środę będziemy spacerować brzegiem naszego polskiego morza. Niestety plany nam się trochę pozmieniały, gdyż mieliśmy wracać w poniedziałek, a ze względów uczelnianych wrócimy w niedzielę. Ale mam nadzieję, że wypoczniemy, a mój organizm nasiąknie odpowiednią ilością jodu ;)
Już teraz życzę wszystkim udanego wypoczynku w długi weekend majowy. Do zobaczenia za kilka dni ;)

Pozdrawiam
Cynthia

środa, 23 kwietnia 2014

22. Święta, święta i po

Witajcie!

Święta minęły, nadszedł czas by powrócić do rzeczywistości. No i powróciłam. Z katarem i bólem gardła. Nie jest to przyjemne, a już zwłaszcza, kiedy za oknem taaaaaka pogoda.
Jutro i w sobotę mamy konferencję. Jako jeden z organizatorów muszę tam być od samego początku do samego końca... Dobrze, że jutro mam dzień wolny od treningu ;)
Co do ćwiczeń... Ćwiczę, mniej jem, a nie chudnę wcale. Ani na wadze ani w centymetrach... Piję tę wodę z jodem, jem więcej ryb, a w środę wyjeżdżamy nad morze na weekend. Pierwotnym planem były góry, ale w związku z zaistniałą sytuacją z tarczycą w roli głównej zdecydowaliśmy się na przeciwny kierunek. Ale tam pensjonat ma taka znajoma, której kiedyś pomagałam w sprzątaniu jak było dużo gości. Więc jest spoko.
A dzisiaj zdążyłam już zjeść pyszne i zdrowe śniadanie (owsianka z rodzynkami, daktylami i miodem - polecam!), napić się mojej wody z cytryną, zrobić 50 minut treningu, zrobić pranie, wziąć prysznic, pomalować paznokcie. A jeszcze nie ma 9:00 :)

Życzę wszystkim miłego dnia :)
Cynthia

czwartek, 17 kwietnia 2014

21. Powracam

Witajcie!

Dawno mnie tu nie było, zaniedbałam się. Już od jakiegoś czasu planowałam coś nastukać, ale jakoś tak nie miałam nastroju. Teraz przyszła wiosna, więcej słońca za oknem, a co za tym idzie więcej chęci do różnych zajęć. Szkoda tylko, że nie do tych, za które naprawdę już najwyższy czas się wziąć...
Co się działo przez ten czas, w którym mnie tu nie było.

  • solidnie ćwiczę z portalem Slank.pl. Efektów wizualnych nie ma, ale to najprawdopodobniej wina mojej tarczycy. Ale zaczęłam pić wodę z jodem i zobaczymy co z tego wyniknie ;)
  • wygrałam 4 zł w zdrapce (która swoją drogą kosztowała 2 zł)
  • zaczęłam pisać pracę magisterską (mam już 5 stron)
  • dostaliśmy zaproszenie na komunię i na wesele
  • kupiłam z allegro dwie pary butów. A może nawet i trzy... :D
  • zarejestrowałam się na stronie Samplecity.pl 
To tyle w sumie pamiętam. Jeśli coś sobie przypomnę to dam znać ;)

Pozdrawiam
Cynthia

wtorek, 11 lutego 2014

20. Wygrałam kartę klubową ;)

Witajcie ;)

Niedawno pisałam o rozdaniu na blogu http://thsummerbody.blogspot.com/ i slank.pl. I wiecie co? Wygrałam :D Moja karta jest już aktywna i przez najbliższy rok i trochę mogę korzystać z portalu bez ograniczeń ;) Cieszę się bardzo. I dziękuję serdecznie ;)
No nic, wracam do nauki, bo jutro przede mną ostatni egzamin w tej sesji (Mam nadzieję, że nie będę zmuszona go poprawiać)

Pozdrawiam
Cynthia

poniedziałek, 10 lutego 2014

19. Sesyjnie i rozdaniowo

Witajcie!

Dawno mnie tu nie było, przepraszam najmocniej, obiecuję poprawę. Ale niestety dopiero po sesji, bo egzamin goni egzamin niestety. Mimo iż jest to piąty rok. Ale cóż ja mogę. Ciężko jest, dzisiaj się chwilowo relaksuję, jutro od samego rana nauka na kolejny egzamin. 
Dzisiaj chciałam się podzielić informacją o rozdaniu na blogu http://www.makijazzowo.blogspot.com/ , którego lekturę polecam :) Pojawiło się tam rozdanie, na które po cichu liczę, bo do wygrania bardzo ciekawe kosmetyki. A że nigdy jeszcze nie wygrałam żadnego rozdania, to przecież musi być ten pierwszy raz :D Konkretnie post z rozdaniem znajdziecie TUTAJ . Jakby ktoś chciał zajrzeć, to zapraszam ;)
Rozdanie ze slankiem jeszcze nie rozstrzygnięte, a czekam z niecierpliwością. I czekam też na nowe misje, a na razie ćwiczę z Jillian Michaels. Niewiele czasu zostało do lata, ale wszystkim kopary opadną, jak mnie zobaczą ;P Zwłaszcza, jeśli jeszcze uda mi się zgarnąć zestaw nr 3 z rozdania makijazzowo :D
No nic, wracam do relaksacji. Nadgonię z postami, obiecuję ;)

Pozdrawiam
Cynthia

czwartek, 30 stycznia 2014

18. Konkurs i slank.pl

Witajcie!

Od jakiegoś czasu jestem użytkowniczką portalu Slank.pl, który niesamowicie sobie chwalę. Dzisiaj jestem na 26 dniu misji pod tytułem "Siódme poty dla pięknej sylwetki". Powiem szczerze, że myślałam, że mi się nie uda, albo że szybko znudzę się ćwiczeniami. A tu proszę - prawie miesiąc. Ogólnego podsumowania nie ma, ponieważ misja się jeszcze nie zakończyła, ale wiem, że jest lepiej ;)
Na http://thsummerbody.blogspot.com/ pojawił się konkurs, w którym do wygrania jest karta klubowa o wartości 29.90 zł i jest ważna rok. Dzięki niej można brać udział w misjach. A już niedługo mają pojawić się nowe, w związku z czym taka karta niesamowicie by mi się przydała. Dlatego biorę udział w konkursie, do którego link jest TUTAJ. Mam nadzieję, że uda mi się wygrać i będę mogła dalej kontynuować walkę o piękne ciało z tym portalem ;)

Pozdrawiam
Cynthia


czwartek, 23 stycznia 2014

17. Postanowień kilka

Witajcie!

Zbliża się sesja, więc ogarnia mnie bezbrzeżna panika na temat wszystkiego. Już nawet nie chodzi o same studia, ale o całą całość wszelaką. I tak będzie przez najbliższe 3 tygodnie. Z momentami złymi i jeszcze gorszymi. Ale damy radę. Nie wiem jak będzie z moim pisaniem tu. Może go nie być wcale (w związku z moim tragicznym, depresyjnym wręcz nastrojem do wszystkiego), albo może się pojawiać po kilka postów dziennie, bo jak wiadomo nie od wczoraj - w czasie sesji student odkrywa jak zwykłe czynności mogą być pasjonujące. Być może poczuję potrzebę opisania mojego sprzątania, gotowania, pieczenia czy (kto wie) szydełkowania. Oczywiście planuję się uczyć i nie mieć czasu na nic innego (zwłaszcza na jedzenie, zważywszy na moją walkę ze zbyt wysoką wagą), ale wyjdzie pewnie jak zwykle. 
Do tego wszystkiego od jutra próbuję zacząć dietę South Beach. Ładnie brzmi nazwa, pierwsza faza trwa dwa tygodnie, więc myślę, że jest do zrobienia. Chyba że mój apetyt na wszystko co jest (i czego nie ma) w lodówce mnie pokona. Ale może jakoś mi się uda. Kiedyśtam napiszę to, co o niej wiem. Chociaż jeszcze nie ma tego zbyt wiele. Ale w weekend się douczę na jej temat i podzielę się swoją wiedzą. A później już sami zobaczycie czy się jej trzymam czy popuściłam. 
Wracam do znienawidzonego przeze mnie przedmiotu o wdzięcznej nazwie QSAR w biotechnologii.

Pozdrowionka
Cynthia

niedziela, 19 stycznia 2014

16. Wspomnienia

Witajcie!

Przeglądając dzisiaj jakiś reportaż ślubny wpadłam na pomysł dzisiejszego posta ;) Pokażę Wam coś z serii moich "hendmejdów". Ale najpierw króciutki wstęp.
Jeszcze przed zaręczynami wyobrażałam sobie jak chciałabym wyglądać na własnym ślubie, jaką mieć sukienkę, buty, fryzurę, makijaż, dodatki. Szukałam inspiracji w internecie, ale myślałam, że jeszcze mam czas i nie przywiązywałam się do żadnego pomysłu zbyt mocno. Po ustaleniu daty ślubu dalej buszowałam w sieci. Szukałam, szukałam, szukałam. I w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że do mojego wyglądu dochodzi również bukiet. W związku z czym zaczęłam szukać. I natrafiłam na bukiety robione własnoręcznie. Cóż, niezwykle mało ich jest, ale znalazłam sposób robienia kwiatów ze wstążki. Kupiłam 1m wstążki i spróbowałam. Udał się. Postanowiłam zrobić ich więcej. Zrobiłam odpowiednie zakupy i zabrałam się za klejenie. Już nie pamiętam dokładnie ile ich było, bo sporo czasu zajęło mi ich tworzenie. Najgorsze było składanie ich w całość. Okazało się, że nie jest to takie proste jakby mogło się wydawać. Kilkakrotnie wszystkie kwiatki lądowały z hukiem na podłodze, a ja się denerwowałam. Ale później je zbierałam i składałam ponownie. Efekt był następujący:
Leży sobie do tej pory, nie zwiędł, nie rozpadł się. I jestem z niego dumna niesamowicie. Mimo że przysporzył mi tyle nerwów. Ale warto było. To tego zrobiłam drugi, mniejszy, dla druhny. Oto oba razem:

Fotografie wykonane przez M. Koczkodaja. 
Mam nadzieję, że moje dzieło się podoba ;) Bo mi podobało się niesamowicie ;)

Pozdrawiam
Cynthia