czwartek, 30 stycznia 2014

18. Konkurs i slank.pl

Witajcie!

Od jakiegoś czasu jestem użytkowniczką portalu Slank.pl, który niesamowicie sobie chwalę. Dzisiaj jestem na 26 dniu misji pod tytułem "Siódme poty dla pięknej sylwetki". Powiem szczerze, że myślałam, że mi się nie uda, albo że szybko znudzę się ćwiczeniami. A tu proszę - prawie miesiąc. Ogólnego podsumowania nie ma, ponieważ misja się jeszcze nie zakończyła, ale wiem, że jest lepiej ;)
Na http://thsummerbody.blogspot.com/ pojawił się konkurs, w którym do wygrania jest karta klubowa o wartości 29.90 zł i jest ważna rok. Dzięki niej można brać udział w misjach. A już niedługo mają pojawić się nowe, w związku z czym taka karta niesamowicie by mi się przydała. Dlatego biorę udział w konkursie, do którego link jest TUTAJ. Mam nadzieję, że uda mi się wygrać i będę mogła dalej kontynuować walkę o piękne ciało z tym portalem ;)

Pozdrawiam
Cynthia


czwartek, 23 stycznia 2014

17. Postanowień kilka

Witajcie!

Zbliża się sesja, więc ogarnia mnie bezbrzeżna panika na temat wszystkiego. Już nawet nie chodzi o same studia, ale o całą całość wszelaką. I tak będzie przez najbliższe 3 tygodnie. Z momentami złymi i jeszcze gorszymi. Ale damy radę. Nie wiem jak będzie z moim pisaniem tu. Może go nie być wcale (w związku z moim tragicznym, depresyjnym wręcz nastrojem do wszystkiego), albo może się pojawiać po kilka postów dziennie, bo jak wiadomo nie od wczoraj - w czasie sesji student odkrywa jak zwykłe czynności mogą być pasjonujące. Być może poczuję potrzebę opisania mojego sprzątania, gotowania, pieczenia czy (kto wie) szydełkowania. Oczywiście planuję się uczyć i nie mieć czasu na nic innego (zwłaszcza na jedzenie, zważywszy na moją walkę ze zbyt wysoką wagą), ale wyjdzie pewnie jak zwykle. 
Do tego wszystkiego od jutra próbuję zacząć dietę South Beach. Ładnie brzmi nazwa, pierwsza faza trwa dwa tygodnie, więc myślę, że jest do zrobienia. Chyba że mój apetyt na wszystko co jest (i czego nie ma) w lodówce mnie pokona. Ale może jakoś mi się uda. Kiedyśtam napiszę to, co o niej wiem. Chociaż jeszcze nie ma tego zbyt wiele. Ale w weekend się douczę na jej temat i podzielę się swoją wiedzą. A później już sami zobaczycie czy się jej trzymam czy popuściłam. 
Wracam do znienawidzonego przeze mnie przedmiotu o wdzięcznej nazwie QSAR w biotechnologii.

Pozdrowionka
Cynthia

niedziela, 19 stycznia 2014

16. Wspomnienia

Witajcie!

Przeglądając dzisiaj jakiś reportaż ślubny wpadłam na pomysł dzisiejszego posta ;) Pokażę Wam coś z serii moich "hendmejdów". Ale najpierw króciutki wstęp.
Jeszcze przed zaręczynami wyobrażałam sobie jak chciałabym wyglądać na własnym ślubie, jaką mieć sukienkę, buty, fryzurę, makijaż, dodatki. Szukałam inspiracji w internecie, ale myślałam, że jeszcze mam czas i nie przywiązywałam się do żadnego pomysłu zbyt mocno. Po ustaleniu daty ślubu dalej buszowałam w sieci. Szukałam, szukałam, szukałam. I w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że do mojego wyglądu dochodzi również bukiet. W związku z czym zaczęłam szukać. I natrafiłam na bukiety robione własnoręcznie. Cóż, niezwykle mało ich jest, ale znalazłam sposób robienia kwiatów ze wstążki. Kupiłam 1m wstążki i spróbowałam. Udał się. Postanowiłam zrobić ich więcej. Zrobiłam odpowiednie zakupy i zabrałam się za klejenie. Już nie pamiętam dokładnie ile ich było, bo sporo czasu zajęło mi ich tworzenie. Najgorsze było składanie ich w całość. Okazało się, że nie jest to takie proste jakby mogło się wydawać. Kilkakrotnie wszystkie kwiatki lądowały z hukiem na podłodze, a ja się denerwowałam. Ale później je zbierałam i składałam ponownie. Efekt był następujący:
Leży sobie do tej pory, nie zwiędł, nie rozpadł się. I jestem z niego dumna niesamowicie. Mimo że przysporzył mi tyle nerwów. Ale warto było. To tego zrobiłam drugi, mniejszy, dla druhny. Oto oba razem:

Fotografie wykonane przez M. Koczkodaja. 
Mam nadzieję, że moje dzieło się podoba ;) Bo mi podobało się niesamowicie ;)

Pozdrawiam
Cynthia

piątek, 17 stycznia 2014

15. Zimowo i chorobowo

Witajcie!

Właśnie zajadam się czosnkiem i popijam domowym sokiem malinowym. Tak, tak. Dopadło mnie wstrętne choróbsko. Na razie jest w fazie rozwoju, ale mam zamiar nie dopuścić to zwiększenia jego rozmiarów. Niedawno chorowałam i nie mam ochoty na powrót do tego stanu. Oczywiście domowa apteczka również zaopatrzona "w razie co". 
Poza tym próbuję dalej robić notatki do egzaminów i w między czasie podczytuję książkę. Chociaż właściwie  jest na odwrót... Głównie książka, a w chwili silnego przymusu umysłowego - wykłady. Ale ten przymus trwa dziwnie krótko, książka zwycięża. Jak zwykle w moim przypadku. I dziwnym trafem zawsze znajduję ciekawe książki w okresie sesyjnym. Ciekawe czemu...
Przy okazji oczywiście słucham muzyki. W tym jednej piosenki na którą wpadłam kilka dni temu. Polecam wszystkim do posłuchania :) Beth Crowley - Warrior.

Życzę wszystkim dużo zdrowia;)
Cynthia

niedziela, 12 stycznia 2014

14. Ciasto serowe z brzoskwiniami



Witajcie!


Obiecałam zdjęcie ciasta i przepis (jeśli wyjdzie). Wyszło i już dotrzymuję obietnicy :)




Oryginalny przepis znalazłam na blogu Raj dla podniebienia. Jednak nieco go zmodyfikowałam, jako że jestem w trakcie walki ze zbędnymi kilogramami. Oczywiście i tak się nim nie opycham, ale mimo wszystko wolałam zmniejszyć nieco jego kaloryczność ;)


Składniki:
1kg twarogu 
1 kostka masła
3/4 szklanki cukru pudru (chociaż spokojnie można użyć mniej, bo i tak jest bardzo słodkie)
3 łyżeczki żelatyny
1/2 szklanki mleka 2% 
3 duże paczki herbatników 
puszka brzoskwiń w syropie
gorzka czekolada (do dekoracji)


Wykonanie:
Masło utrzeć z cukrem pudrem, dodawać po łyżce twarogu i utrzeć na gładką masę. Żelatynę rozpuścić w ciepłym mleku, przestudzoną wlewać cienkim strumykiem do masy serowej i zmiksować na niższych obrotach miksera. 1/4 masy wymieszać z drobno pokrojonymi brzoskwiniami. W blaszce ułożyć herbatniki, wylać na to masę serową, ułożyć warstwę herbatników, na to wylać masę z brzoskwiniami, ułożyć kolejną warstwę herbatników. Wierzch posmarowałam resztką masy serowej wyskrobaną z miski i posypałam wiórkami gorzkiej czekolady.
Należy pamiętać o dobrym schłodzeniu ciasta, ponieważ masa wychodzi dość rzadka. Ja swoje wyjęłam z lodówki po ok. 3 godzinach.


Jak widzicie nie ma tu ani karmelu, ani bitej śmietany. Jednak jest masło i sporo cukru. Ale nie mogę sobie odmówić kawałeczka :) Tłumaczę się tym, że przecież są tam owoce ;D


Pozdrawiam i życzę smacznego 
Cynthia

sobota, 11 stycznia 2014

13. Fotograficznie vol.2

Witajcie po raz drugi dzisiaj!

Postanowiłam, że jeszcze dodam kilka zdjęć z mojej ostatniej sesji, bo być może niedługo znów się na jakąś wybiorę i będę miała się czym chwalić ;)







Dobrej nocy ;)
Cynthia

12. Grypa żołądkowa

Witajcie!

Piszę dzisiaj, bo już drugi raz słyszałam od Męża "żonka, dawno nie blogowałaś." (Jak mnie pilnuje :D) Miałam zamiar wczoraj napisać, ale niestety zmogła mnie choroba. Jakiś wirus żołądkowy usidlił mnie w łóżku na calutki dzień. Nie mówię, że leżenie w łóżku jest złe, ale leżenie w łóżku z chorobą, do najciekawszych nie należy, zwłaszcza, jeśli trzeba z niego szybko wyskakiwać.
Na szczęście miałam przy sobie kochanego Męża, który popędził do apteki i przynosił mi wszystko, czego mi było trzeba, zrobił przepyszny, lekkostrawny obiadek i robił herbatki :)
No i dzisiaj już jestem zdrowa i w pełni sił. Na obiadek był makaron z sosem pieczarkowym (który swoją drogą miał być wczoraj) i jakiś czas temu zrobiłam sernik bez pieczenia, na herbatnikach, gdyż mamy ich nadmiar dzięki teściowej (albo przez teściową, bo kilkadziesiąt paczek herbatników jakąś zaletą nie jest, zwłaszcza, jeśli termin przydatności jest do maja 2014...). Ale na razie się studzi w lodówce i chyba dla spokojności nie będę go ruszać do jutra. Jeśli wyjdzie tak, jak powinien, to jutro zamieszczę zdjęcie i przepis ;)

Życzę wszystkim miłego wieczoru
Cynthia

środa, 8 stycznia 2014

11. Piąty dzień ćwiczeń

Witajcie!

Tak dzisiaj wyszło, że zostałam dzisiaj w mieszkaniu. Odwiedziłam Rossmana i zakupiłam błyszczyk, w E-Leclerc - biały lakier do frencha. Hybrydę niestety musiałam zdjąć, ale o niej innym razem. Po powrocie potańczyłam 40 minut zumby. Kiedyś sprawiała mi większą przyjemność, dzisiaj nie dała mi satysfakcji. Na pewno coś spaliłam, bo dużo się ruszałam przez ten czas, ale lepiej się czuję po innych ćwiczeniach. W sumie dzisiaj jest 5 dzień i straaaasznie mnie korci, żeby się zważyć, ale się powstrzymuję ;)
Na obiadek za to po raz pierwszy ugotowałam potrawkę z kurczaka i jestem niesamowicie zadowolona z efektu. Pyszna wyszła. Mężowi również smakowała, co najważniejsze ;)
A teraz siedzę i popijam herbatkę Rooibos o smaku karmelowym. Mniam. Wszystko co karmelowe jest mniam :)

Pozdrawiam
Cynthia

poniedziałek, 6 stycznia 2014

10. Kisiel mleczny

Witajcie!

Przeglądając książkę kucharską w poszukiwaniu pomysłu na zdrowy obiad natrafiłam na malutki deserek, który szybciutko pobiegłam gotować :) Był to kisiel mleczny, którego nigdy w życiu nie przyrządzałam ani nie jadłam. I jakże jestem zachwycona tym cudem ;)

Przepis z "Kuchni polskiej":

  • 2 płaskie łyżeczki mąki ziemniaczanej
  • 2 płaskie łyżeczki mąki pszennej
  • 2/3 szklanki mleka
  • 1 czubata łyżeczka cukru
  • 1 płaska łyżeczka cukru wanilinowego
Mąkę ziemniaczaną i pszenną wymieszać, wsypać do małej ilości zimnego mleka, dokładnie rozmieszać. Resztę mleka zagotować, zdjąć z ognia, dodać cukry, wlać zawiesinę mąki i zagotować cały czas mieszając.

Pycha ;)
Tak wyglądał zaraz po zagotowaniu (garnuszka się nie czepiać, ma swoje lata ;) ):
 A tak go jadłam (posypany płatkami fitness):

Polecam każdemu kto ma ochotę na szybki i pyszny domowy deser :)

Cynthia

niedziela, 5 stycznia 2014

9. Home, sweet home

Witajcie!

Dzisiaj wróciliśmy do siebie. Koniec dwutygodniowej przerwy. Pierwsze słowa Męża po wejściu "Wiesz co? Jednak mieszkanie ciasne, ale własne". To prawda, ale lepiej by było, gdyby było naprawdę własne, a nie wynajęte ;) No ale... Dom jest tam, gdzie jesteśmy my ;) Mam nadzieję, że już niedługo zaczniemy oglądać się za czymś naprawdę własnym ;)
Ile można przytyć przez dwa tygodnie u mamusi? A można przytyć bardzo dużo. Ale już wczoraj rozpoczęłam walkę ze zbędnymi kilogramami. Zrobiłam 25 minutowy trening z Jillian Michaels. Ciężko było, ale dałam radę. Dodatkowo zaczęłam misję na jednym z portali odchudzających - dzisiaj pierwszy trening. Jeszcze go nie zrobiłam, ale przejrzałam filmik i wydaje się być całkiem ok. Typowo spalający. Co prawda trwa 40 minut i nie jestem do końca pewna czy dam radę do końca, ale muszę spróbować. Bo po pierwsze - mam dwie motywacje, a po drugie - każda kobieta lubi dobrze wyglądać i móc kupować ładne ubrania w normalnym rozmiarze ;)
Cel pierwszy - wrócić do wagi z dnia ślubu.
Trzymajcie kciuki ;)

Cynthia

sobota, 4 stycznia 2014

8. Fotograficznie

Witajcie!

Jako że wczoraj było duuużo tekstu, dzisiaj będzie go znacznie mniej ;) Wybrałam się na wyprawę z aparatem. Niedaleko, bo tylko na podwórko, ale coś takiego udało mi się "ustrzelić" ;) :








To nie wszystko, ale co za dużo to też nie zdrowo ;)
Pozdrawiam serdecznie

Cynthia

piątek, 3 stycznia 2014

7. Mieszkania

Witajcie!

Dzisiaj trochę o tym jak zmieniało się moje miejsce zamieszkania w przeciągu wszystkich lat mojego życia. Skąd taki pomysł? A stąd, że jesteśmy z Mężem w trakcie szukania nowego mieszkania, bo obecne nas nie satysfakcjonuje. Ale o tym dlaczego - opowiem za chwilkę. 
No to od początku. Od urodzenia mieszkałam w małej wiosce - rodzinnej miejscowości mojej mamy. Początkowo wszyscy (rodzice, ja i o dwa lata młodszy brat) mieściliśmy się w jednym pokoju. Drugi pokój zajmowała babcia. A trzeci stał pusty. W sumie to do tej pory nie wiem czemu. Prawdopodobnie rodzice mi opowiadali, ale jakoś nie przyswoiłam tego. Pamiętam tylko, że na korytarzu znajdowały się drzwi, które nigdy nie były otwierane. Zawsze myślałam, że to jakieś tajemne przejście. Ale teraz wiem, że to drzwi do tego pokoju, który w końcu stał się pokojem moim i mojego brata. Chociaż te drzwi nadal używane nie były, ponieważ powstały nowe, tak, że można było przejść bezpośrednio z pokoju rodziców, bez konieczności wychodzenia na korytarz. W międzyczasie rodzice budowali nowy dom. Ten za to znajdował się w rodzinnej wiosce mojego taty. Moje przyjęcie komunijne odbyło się już w nowym domu, a w najbliższe wakacje przeprowadziliśmy się tam. A właściwie tu, bo akurat dzisiaj piszę ze swojego pokoju ;) Na początku zajmowaliśmy z bratem jeden pokój, ponieważ jeszcze nie wszystko było wykończone. Ale po jakimś czasie (już nie pamiętam jak długim) przenieśliśmy się do swoich pokoi. No i ten pokój do tej pory jest mój, chociaż po ślubie miał się do niego przeprowadzić mój brat, ale się rozmyślił. Stwierdził, że taki duży mu niepotrzebny ;) Na studia poszłam do Lublina. Przez pierwsze 4 lata mieszkałam u takiego dalszego wujka. Miałam swój pokój. Na pierwszym roku był to pokój, który powstał z podzielenia dużego pokoju na dwie części. Dzielenie zbyt perfekcyjne nie było, ale zawsze swój kąt. W kolejnych latach zajmowałam inny pokój, już całkiem samodzielny. Za duży nie był, ale jakoś sobie poradziłam ;) Najgorsze chyba była dzielenie się łazienką i kuchnią z dwiema współlokatorkami, ponieważ dziwnym trafem zawsze miałyśmy na tą samą godzinę na uczelnię i zawsze ustawiała się kolejka :D Ogromnym plusem był fakt, że na uczelnię dochodziłam piechotką i zawsze, w razie jakiejś przerwy, mogłam wyskoczyć do mieszkania. W czerwcu 2013 roku zaczęliśmy z Mężem (ówczesnym Narzeczonym) poszukiwania mieszkania. I znaleźliśmy. Było tańsze niż przewidywaliśmy, dlatego chyba się zdecydowaliśmy dosyć szybko. Mała kawalerka, 26m2, ale świeżo po remoncie, właścicielką jest młoda dziewczyna, znajoma znajomej. Wtedy wydawało nam się, że największą wadą tego mieszkania jest jego lokalizacja. Niby do centrum bardzo blisko, ale do uczelnie trzeba tłuc się autobusem równo pół godziny. Chyba że pogoda jest zła, wtedy trwa to dłużej. No i dzielnica z tych mniej przyjaznych. Ale stwierdziliśmy, że można przecierpieć, zwłaszcza, że wychodzi tanio (relatywnie).  Jednak okazało się, że okolicznym mieszkańcom nie podoba się nasz samochód. Już mieliśmy dwa nieprzyjemne incydenty. I od tamtej pory silnie poszukujemy nowego mieszkania, jednak bezskutecznie, gdyż ceny są zawrotne jak na studencką kieszeń. Poza tym 26m2 to naprawdę bardzo mało. Mój pokój u rodziców jest niewiele mniejszy niż całe mieszkanie, bo ma ponad 20m2. No i jak się okazuje - spanie, jedzenie, odpoczywanie i rozwieszanie prania w jednym pokoju, dzień w dzień, jest niesamowicie męczące. W kuchni we dwoje się ledwo mieścimy, a ugotowanie czegoś, co ma wiele składników i zrobienie do tego sałatki w tym samym momencie jest praktycznie niemożliwe. I to by było nie było aż tak straszne, gdyby nie fakt codziennego półgodzinnego dojeżdżania na uczelnię autobusami pełnymi różnych, nie zawsze dobrze pachnących typów...
Rozumiecie już skąd wziął się ten post? Mój codzienny rytuał to wielokrotne odświeżanie strony z ogłoszeniami o wynajmie i już mnie to męczy, kiedy ciągle widzę niesamowite ceny, za mały metraż. Ok, gdyby tam miały mieszkać trzy różne osoby, to na głowę nie wyszłoby tak źle, ale kiedy my musimy wydać taką kwotę ze wspólnego budżetu, to już gorzej. Ale znaleźliśmy jedno ogłoszenie, niedaleko uczelni, w miarę w rozsądnej cenie. Chociaż też to jest kawalerka, ale 7m2 większa. Być może wybierzemy się obejrzeć i zobaczymy. Mam nadzieję, że uda nam się coś znaleźć w styczniu, bo i tak mamy miesięczny okres wypowiedzenia, a płacenie dwóch czynszów jednego miesiąca nam się nie uśmiecha...
Trzymajcie kciuki.

Cynthia

czwartek, 2 stycznia 2014

6. Nowy zakup

Witajcie!

Jeszcze 31 grudnia kurier dostarczył mi przesyłkę, która zawierała to:
Zestaw do manicure hybrydowego firmy Em-Nail. Już przed ślubem przymierzałam się do zakupu takiego zestawu, ale jako że nie kończyłam żadnego kursu kosmetycznego, ba, nigdy nie byłam u manicurzystki, to nieco się obawiałam. Dbałam wtedy niesamowicie o paznokcie, żeby były mocne, długie, ładne. Bałam się, że taki zestaw może mi je zniszczyć. Ale po świętach postanowiłam, że zaryzykuję. Lakierów mam w swojej kolekcji mnóstwo, z "nagimi" paznokciami naprawdę bardzo rzadko można mnie spotkać. A denerwuje mnie to, że bez względu na to jak wcześnie pomaluję paznokcie, to i tak na drugi dzień mam poodgniatane na nich włosy, a po 3-4 dniach są już odpryski. Dlatego zamówiłam taki zestaw. 
Zestaw zawiera:
  • lampę UV z czterema żarówkami
  • cztery kolorowe lakiery hybrydowe
  • bezbarwny lakier hybrydowy Baza$Finish
  • Bazę Matt
  • dwa pilniki, blok polerski, waciki bezpyłkowe, patyczki z drzewa różanego
  • oliwkę do paznokci
  • cleaner i aceton
Pierwsze co mnie uderzyło, to kolory - niestety odbiegają od tych pokazanych na wzorniku (kupowanie przez internet). Poza tym wszystko wydaje się być w porządku.
Wczoraj spróbowałam na jednym paznokciu (powolutku, dla pewności :D). Efekt jest mniej - więcej taki:











Zdjęcie jest zrobione telefonem, więc nie do końca wszystko widać. Tak dla wyjaśnienia - miał to być sporo jaśniejszy kolor. Przynajmniej taki był na wzorniku. Ta ciemniejsza część przy skórkach to tylko cień, przy świetle dziennym krycie jest równomierne. Pięknie się błyszczy (pierwszy raz mam taki połysk na paznokciu), no i jest w niezmienionej formie od wczoraj. Żadnych wgnieceń, wytarć, odprysków. Konsystencję mają "w sam raz", żeby namalować równą i cienką warstwę. I powiem szczerze, że mimo iż są tu 4 warstwy (baza, lakier x2, finish) to niczym się tak naprawdę nie różni od paznokci pomalowanych zwykłym lakierem. 
Na dzień dzisiejszy jestem zadowolona z zakupu. Do sprawdzenia pozostaje kwestia zdejmowania manicure i krycie ciemnych lakierów (czarny, czekoladowy i czerwony). Bo o ile na powyższym nie przeszkadza lekkie przebijanie, to na ciemnym jest to nie do zaakceptowania. Ale najwyżej będę malować trzy warstwy.
W poniedziałek planuję zdjąć beż i położyć czekoladę na wszystkie paznokcie. Postaram się zrobić zdjęcie i napisać jakąś opinię.

Życzę wszystkim miłego wieczoru
Cynthia


środa, 1 stycznia 2014

5. 2014

Witajcie!

Już od ponad 17 godzin mamy rok 2014. Leci ten czas niemiłosiernie szybko. Leżąc w łóżku z Mężem podsumowaliśmy ostatnie lata:
2011 - początek naszego związku
2012 - zaręczyny
2013 - ślub
No i co wypada na 2014? Dziecko :D Ale z dzidziusiem chyba jeszcze poczekamy, więc na 2014 mamy inny cel - skończyć studia i znaleźć prace. Tak, celowo w tej formie, ponieważ oboje powinniśmy zacząć pracować.
To tak odnośnie przeszłości, a teraz - standardowo - słów kilka na temat przyszłości, a mianowicie postanowień noworocznych. Pierwszego stycznia na całym świecie ludzie wypowiadają ich mnóstwo. Część z nich zostanie dotrzymana, większość zapomniana. Oto moje postanowienia na rok 2014 (kolejność zupełnie przypadkowa):

  • zamieścić na blogu przynajmniej 100 wpisów i dotrwać przynajmniej do 27.12.2014r.
  • napisać dobrą pracę magisterską
  • postarać się o dobrą pracę
  • zacząć zdrowo się odżywiać
  • zwiększyć ilość ruchu (ćwiczenia dywanowe, może bieganie w cieplejszym okresie)
  • poprawić swój angielski
To chyba tyle ;) Myślę, że nie są jakieś mega wygórowane i dam radę. Najgorsze chyba będzie z tym przedostatnim :D Ale w końcu trzeba zrezygnować z ton słodyczy i innego niezdrowego jedzenia. W końcu ja nie młodnieję. Trzeba zadbać o siebie i swoje zdrowie. Mężowe również ;) 

Życzę wszystkim dotrzymania swoich postanowień noworocznych.
Pozdrawiam

Cynthia