piątek, 20 czerwca 2014

27. Kolejny piątek

Witajcie!

Za dwa tygodnie będę już po obronie. A moja praca jeszcze nie skończona. Tezy nie opracowane. W międzyczasie przeprowadzka. A za dwa tygodnie i jeden dzień wesele. Na szczęście już nie moje. Więc tylko iść i się wybawić. Ale jakoś z lekka ogarnia mnie niepokój.
Tak mi czegoś brakuje. Mentalnie. Nie w sensie, że czegoś nie mam, tylko w sensie, że mogłabym coś więcej. Sama. Nie ktoś mi, tylko ja sobie. I dla siebie. Odkąd pamiętam czuję taki niedosyt. Dlatego chyba czepiam się wszystkiego - haftu, frywolitek, kwiatów z materiału, szycia, śpiewania, pisania, gotowania, fotografowania. Wszystkiego na co natrafię. Żeby znaleźć to, co da mi spełnienie. I nie mogę nic takiego znaleźć. Chciałabym robić wszystkie te rzeczy, we wszystkich być dobra. Żadna nie jest tą jedyną. Ale też z żadnej nie chcę rezygnować. Czy to coś złego? Wciąż szukam, wciąż próbuję. Marzy mi się własny warsztat, w którym będzie wszystko: koraliki, nici, materiały, kleje, igły, dłuta, wszystko. I będę go kiedyś miała, bo nie sądzę, że moje parcie na handmejdy się skończy. Podejrzewam, że z wiekiem będzie się nasilało. (Cóż, na starość tak już się dzieje).
Chyba mi palce schudły, bo pierścionek kupiony tydzień temu spada mi z palca, a na drugi da się go wcisnąć - co początkowo możliwe nie było...
I tym zastanawiającym akcentem zakończę dzisiejszy wpis.

Pozdrawiam
Cynthia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz