Witajcie!
Dzisiaj będzie trochę refleksyjnie, z nieukrywanym oburzeniem.
Jeśli macie internet (a skoro to czytacie, to na pewno macie), to słyszeliście o piosence Cześka pt. "Nienawidzę Cię Polsko". Po przeczytaniu tytułu w głowie pojawiła mi się myśl "No co Ty, Czesiek. Odwaliło?". Jednak po przesłuchaniu piosenki... włączyłam ją ponownie... I zabolało. Zabolało mocno. Bo po raz kolejny zdałam sobie sprawę z tego, jak jest. Że człowiek idzie na studia, pięć lat użera się z niekoniecznie inteligentnymi ludźmi, od których zależą oceny. Kończy studia z wyróżnieniem. A pracy nie ma. A jeśli jakaś jest to za marne pieniądze, na umowę zlecenie. A harować trzeba za dwóch. W telewizji słychać, że młodzi ludzie ślubu nie biorą, że dzieci się nie rodzą, że ludzie wyjeżdżają za granicę. Szczerze? Sama mam ochotę wyjechać stąd jak najdalej. Pracujesz, zarabiasz mało, a po wielu przepracowanych latach zamiast premii dostajesz obniżkę (jeśli masz szczęście. Jeśli nie - out). Jako młody człowiek zarabiasz 1200 zł. 900 zł - wynajem maleńkiej kawalerki. 150 zł - rachunki. 200 zł - jedzenie. Hm. Czyżbym już wyszła poza to, co zarobiłam?(hipotetycznie) A gdzie ubrania? A gdzie paliwo? O przyjemnościach nie wspominam... Rocznie zarobisz ok. 15 000. Mieszkanie - 150 000 (zakładając, że wystarczy Ci jakieś 28 m2). No cóż. Nie ma. To kredyt. Na 20 lat. W który włożysz ostatecznie prawie 300 000. Ale gdzieś trzeba mieszkać...
Boli mnie to, że tak wygląda życie w Polsce. Naprawdę mnie boli. Jeśli kiedyś nadarzy się okazja, na pewno wyjedziemy. I nie sądzę, żebyśmy po tym wrócili na stałe... Chyba że coś się zmieni na lepsze. A na to się nie zanosi...
Cynthia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz