Witajcie!
Dzisiaj mija już rok od najważniejszego dnia w moim życiu :) Pamiętam jak dzisiaj dzień zaręczyn. Pamiętam te dni, kiedy mówiłam, że chcę, żebyśmy uciekli i wzięli ślub już, po cichu, nie mówiąc nic nikomu. Pamiętam, jak dłużył mi się czas i nie mogłam się doczekać 21 września :) A teraz już mija rok. I wiecie co? Jest jedna rzecz, którą bym zmieniła. Wzięłabym ten ślub wcześniej :D
Niektórzy mówią, że papier nie jest potrzebny. Że jeśli ludzie się kochają to i tak ze sobą będą. Bez załatwiania tych wszystkich formalności, bez biegania za głupotami. I niby się zgadzam. Bo co ma zmienić papierek? No nazwisko na przykład :) Ale to nie we wszystkich przypadkach. Czasami kobiety zostają przy swoim nazwisku. Dlatego tylko "niby" :) Kiedyś czytałam artykuł opowiadający o tym, dlaczego (według autora artykułu) ludzie się tak szybko rozwodzą. Mówił on (albo ona, nie pamiętam już), że to przez to, że na randki ludzie się stroją, malują, czasami zmieniają się na chwilę. Są zabawni, na więcej mogą się zgodzić, nie wszystko mówią o sobie. A później przychodzi czas, kiedy ta druga osoba choruje i nie jest już taka ładna jak była na randkach. Bo jest spocona, ma nieumyte włosy, podpuchnięte oczy. Albo przychodzi czas budowy domu i ta piękna kobieta zamienia szpilki na gumowce, nie maluje oczu, zakłada ogrodniczki zamiast obcisłej czarnej mini. I to się mężczyźnie nie podoba, bo nie z taką osobą brał ślub. Ale to jest podejście co najmniej dziecinne. Chociaż podejrzewam, że większość dzieci wie, że to tylko w filmach kobiety wstają w nienagannej fryzurze i pełnym makijażu. Mnie absolutnie nie zaskoczyła w sposób negatywny codzienność. Bo to nie jest szara codzienność. To jest cudowna codzienność, kiedy mogę zaraz po przebudzeniu zobaczyć ukochanego mężczyznę. Mimo że jestem zaspana, nie wyspana i ledwie widzę na oczy. Uwielbiam tę świadomość, będąc poza mieszkaniem, że wrócę i On tam będzie. Kiedy spędzamy wspólnie wieczór, mimo że czasami w dwóch końcach pokoju. Bo nieważne, że każde zajmuje się własnymi sprawami. Ważne, że jesteśmy razem i za chwilę położymy się do jednego łóżka. A tam będę mogła splątać swoje nogi z Jego nogami i spokojnie zasnę. I budząc się znowu Go zobaczę. I tak. Trzeba sprzątać, trzeba gotować, trzeba myśleć za dwoje. Tak to już jest. Ale czasami i On ugotuje, albo pomoże w sprzątaniu. Kiedy jestem padnięta zrobi mi masaż. Kiedy coś mnie trafia, mogę się wygadać, wykrzyczeć i On wysłucha. Albo na mnie nakrzyczy i tak sobie razem pokrzyczymy, żeby za chwilę się zacząć śmiać. A wiecie co się zmieniło po ślubie? Przestałam myśleć "co by było gdyby mnie zostawił". Albo "co będzie jak mi się znudzi". Bo teraz nie ma, że coś mi się znudzi. Nie ma, że jeśli jest trudno, to to zostawię i spróbuję czegoś innego. Wszystko można jakoś rozwiązać. A we dwoje jest łatwiej. Nie boję się, że coś się popsuje. Po ślubie automatycznie wyłączyła mi się ta opcja. Nie myślę w ten sposób. Korzystam z tego co mam, a jeśli coś jest nie tak, jak być powinno, to się to naprawia na początkowym etapie.
Właśnie to zmienia się po ślubie. Nie ma wymiany na inny model. Jest zapobieganie usterkom, ewentualnie ich naprawianie.
A ten rok minął jak z bicza strzelił i nie zdarzyła mi się ani jedna myśl o tym, co zrobię, jeśli zechcę czegoś innego. Bo już nie chcę niczego innego. Bo z Nim będzie tylko lepiej. I z Nim mogę wszystko.
Pozdrawiam
Cynthia
Właśnie to zmienia się po ślubie. Nie ma wymiany na inny model. Jest zapobieganie usterkom, ewentualnie ich naprawianie.
A ten rok minął jak z bicza strzelił i nie zdarzyła mi się ani jedna myśl o tym, co zrobię, jeśli zechcę czegoś innego. Bo już nie chcę niczego innego. Bo z Nim będzie tylko lepiej. I z Nim mogę wszystko.
Pozdrawiam
Cynthia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz