Dzisiaj już nareszcie na spokojnie. Praca obroniona na 5 z wyróżnieniem. Wesele czterodniowe zaliczone (przygotowania, ślub i wesele, poprawiny, sprzątanie). Byłam tak zmęczona wszystkim, że nawet nie miałam siły się bawić. Wszystko było ok do godziny 22. A później umarłam i prawie spałam na siedząco. Wczoraj pobudka o 6, a o 7 wyjazd. Tu kilka sklepów zaliczone. Padliśmy o 20:30. A dzisiaj nareszcie na spokojnie. Pobudka bez budzika, pyszny omlecik na śniadanie, do tego świeżutki chlebek drwalski i kawusia. A teraz w mieszkaniu ciemno, bo na dworze zachmurzone i pada od rana. I tak sobie leżę i piszę, a Mąż marynuje mięsko do obiadku. Pierwszy od dawna dzień, który będzie po prostu na spokojnie przeleżany. Bo od dwóch tygodni nie było możliwości. A w poniedziałek kierunek Łańcut, a później teściowa. I koniec laby. Trzeba będzie się nareszcie wziąć za szukanie pracy...
Pozdrawiam
Cynthia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz