No i zostałam sama. Najpierw mama z siostrą pojechały do miasta, teraz brat z Mężem (moim oczywiście) też pojechali. A ja siedzę sama z katarem, bólem gardła i laptopem na kolanach. I zajadam się pierniczkami domowej roboty. Tak, wiem, nie powinnam. Ale trudno. W nowym roku zacznę bardziej dbać o to co jem. Ale o postanowieniach noworocznych innym razem.
Niedługo sesja. To będzie moja przedostatnia sesja. Może to i dobrze. W każdym razie - w związku ze zbliżającą się sesją, zabrałam się za przepisywanie wykładów z zeszytu (tudzież luźnych kartek) do worda. Robię tak już od kilku sesji i to jest najlepsza metoda. Tylko co semestr powtarzam sobie, że będę to robić regularnie, co tydzień, po każdym wykładzie. I owszem, robię tak z pierwszym wykładem. A następne odkładam na później. I budzę się miesiąc (w dobrym przypadku) przed sesją i biorę się za pisanie. Oczywiście później niemiłosiernie narzekam, że czemu nie zabrałam się za to wcześniej. Najgorsze jest to, że za każdym razem doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że tak to będzie wyglądać, a i tak nic z tym nie robię. I tym oto sposobem powstaje ten post. Dokończyłam dzisiaj przepisywanie jednego przedmiotu, zostały mi jeszcze 4. I absolutnie nie mam na to weny. A jeśli ją mam, to wystarcza mi jej na ok. 3/4 jednego wykładu z danego przedmiotu. Ale w sumie jeszcze czas, prawda? ...
Życzcie mi szczęścia w pisaniu.
Pochwalę się jeszcze moim przedświątecznym dziełem:
Tak dla jasności - obie świeczki są tej samej długości, tylko stroiki są różnej wielkości. Ale to widać jak się przyjrzeć serwetce ;)
Cynthia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz